Jest 21 marca, niedziela – tutaj dzień pisania listów. Jak tu jest? No, trudno powiedzieć, że dobrze, ale w każdym razie można żyć. Jem (na koszt państwa), śpię (w państwowej pościeli), palę (sąsiedzi z celi mają papierosy), no i oczywiście prowadzę bardzo miłe konwersacje z funkcjonariuszami państwowymi. Traktujmy tę historię jak mój urlop.
Żałuję tylko, że nie zdążyłem Ci powiedzieć, jak bardzo Ciebie kocham i jak bardzo się cieszę, że jesteśmy razem. W tej chwili najtrudniej jest Tobie, ale wiem, że jesteś pogodna i dajesz sobie radę. To wszystko, czego nie zdążyłem Ci powiedzieć przed wyjazdem, powiem po powrocie, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że kiedy znów będziemy razem, po pewnym czasie przyzwyczaję się i znów nie będę Ci mówił tego tak czę sto, jak powinienem, czy raczej – jak bym teraz chciał.
Może powiesz Maćkowi, że jestem w wojsku, on zresztą pewnie wcale się nie zdziwił, że taty nie ma. Obiecuję, że po powrocie opowiem mu długą i bardzo ciekawą historię o dalekich podróżach. Czytam teraz Vernego o Afryce i nawet wyobrażam sobie, jak to można opowiedzieć Maćkowi.
Nie wątpię, że niedługo wrócę, w każdym razie nie później niż obiecałem, wychodząc z domu. Tyle jest tego, co chciałbym Ci powiedzieć, o tym co myślę i co czuję, bo przecież wiesz, że jesteś moją siłą, nadzieją, wszystkim. Ale chciałbym mówić tylko do Ciebie i dlatego kończę.
Warszawa, więzienie przy ulicy Rakowieckiej, 21 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
3 marca są moje urodziny. [...] Przy okazji imienin, urodzin i wszelkich innych towarzyskich okazji, robiliśmy dyskusje, często improwizowane, bez żadnego zagajenia. Nazywaliśmy je — „salony”. 3 marca spotkanie odbyło się nie u mnie zresztą, tylko u mojej sąsiadki przez ścianę, Wandy Marchlewskiej-Szymanko. Ja i Karol [Modzelewski] mówiliśmy tam o mesjanizmie klasy robotniczej. Przyszedł olbrzymi tłum i oczywiście wszyscy nie na to czekali, bo jasne było, że trzeba podjąć decyzję w sprawie relegacji Michnika i Sz[lajfera]. I wszyscy wiedzieli, że nie możemy kapitulować, że musimy się zdecydować.
Od pewnego czasu pojawiały się coraz częściej ulotki, że ma się odbyć jakiś wiec, myśmy je bardzo energicznie dementowali. Tego dnia, po ogólnej dyskusji na moich urodzinach, przeszliśmy w paręnaście osób — bo nie chcieliśmy dalej dyskutować w takim olbrzymim tłumie — do Józka Dajczgewanda, który po sąsiedzku wynajmował pokój ze swoją dziewczyną, Sylwią Poleską. Byli tam na pewno: Adaś, Jaś Lityński, Sewek Blumsztajn, Baśka Toruńczyk, Irka Lasota, Irka Grudzińska, Jakub Karpiński. [...]
Zdecydowaliśmy więc, że wiec zwołamy na 8 marca [pierwotnie na 6 marca]. Prawie świtało, jak skończyliśmy. Od rana maszyny do pisania zaczęły pracować w trybie wojny ulotkowej — przepisywano zawiadomienia o wiecu, aby je kolportować na wszystkich warszawskich uczelniach. [...] już liczyliśmy się z tym, że mogą nas wszystkich zamknąć. Jednak prawdopodobieństwo, że zamkną dziewczyny jest zawsze mniejsze, więc do wszystkich funkcji wybieraliśmy dziewczyny, zwłaszcza że miał być 8 marca, Dzień Kobiet.
Warszawa, 3 marca
Jacek Kuroń, Wiara i wina. Do i od komunizmu, Warszawa 1989.
Z informacji uzyskanych przez źródło „Watra” wynika, że w dniu 5 kwietnia 1976 Jacek Kuroń w rozmowie z Wojciechem Ostrowskim powiedział między innymi, że:
„Wydaje mi się, że ogólna atmosfera jest na ogólne ożywienie. Widziałem wczoraj program polityczny sygnowany przez «Porozumienie Niepodległościowe» – duży maszynopis – 15 stron. W sumie to po prostu pobożne życzenia. Słuszne same. W moim przekonaniu jest to trzech panów – chyba adwokatów, a może nie, ale to jest takie dość prawnicze. To zupełnie dorośli ludzie, mądrzy, poważni. Co prawda, mam do nich pretensje, bo nie wolno takich rzeczy robić, to jest kompletny idiotyzm, bo albo to się podpisuje nazwiskami i imionami, albo się ich wcale nie podpisuje, natomiast nie wymyśla się nazwy. Bo co to znaczy – «Porozumienie Niepodległościowe». Niemniej jest [to] symptom interesujący. To ma punkty. Przy tym oni piszą, że to może być program radykalny jak i ewolucjonistyczny, bo każdy punkt może być sobie osobno. Jest o niezawisłości od ZSRR, o granicach, Litwinach, Rusinach, tylko pobożne życzenia, co jest denerwujące. Można powiedzieć, że to jest napisane jak «List 59», tylko niby bardziej szczegółowo i przez to głupiej. Ponadto jest o związkach zawodowych, o ustawodawstwie pracy, wyjazdach za granicę itp. Jak idzie taki tekst, to za chwilę będzie drugi, trzeci. Słusznie.”
Warszawa, 25 maja
PPN. 1976 – 1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Uzyskano informację ze źródła „Anita”, z której wynika, że w trakcie spotkania Kuronia z Anielą Steinsbergową dyskutowano nad audycją Radia Wolna Europa dotyczącą tzw. Polskiego Porozumienia Niepodległościowego. [...] Rozważali kwestię, kto jest autorem powyższego programu. Wykluczyli przy tym autorstwo kilku osób, m.in. [Ludwika] Cohna, [Józefa] Rybickiego i ew. Jana Józefa Lipskiego. Zastanawiali się natomiast nad [Leszkiem] Moczulskim, [Władysławem] Siłą-Nowickim, [Antonim] Pajdakiem i ew. Janem Olszewskim, który dość zdecydowanie broni koncepcji zawartych w programie. Ostatecznie Kuroń przyznał [...], iż wie od J.J. Lipskiego, kto jest autorem programu, jednakże nie wymienił nazwiska, a tylko sygnalizował, iż jest to osoba, która prawdopodobnie podpisała petycję 101. Prosił Steinsbergową, by zachowała powyższą informację w tajemnicy. Kuroń przyznał, iż zależało mu na ustaleniu autora, albowiem obawiał się, iż „program” może być mistyfikacją. Notabene podobne zastrzeżenie wysuwają Rybicki i [Wojciech] Ziembiński.
Warszawa, 4 czerwca
PPN. 1976 – 1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Był „Bal u Prezydenta”, czyli imieniny Jana Józefa Lipskiego. Na bal przybył kwiat Warszawy ― wybitni ludzie nauki, kultury i sztuki. [...] Wszyscy goście tuż przed spotkaniem dowiedzieli się z radia, że Sejm PRL na wniosek premiera Jaroszewicza uchwalił [...] podwyżkę cen żywności. Już z czyjejś głupoty, bo chyba nie dla dodatkowego rozdrażnienia ludzi, dodano do tego wiadomość, że od poniedziałku, czyli tak czy owak post factum, podwyżki te skonsultuje się ze społeczeństwem.
Chodziłem między gośćmi Jana Józefa i zadawałem dwa pytania ― 1. Czy zdaniem pytanej przeze mnie osoby dojdzie w tej sprawie do wybuchu społecznego protestu? 2. Czy jeżeli tak się stanie, to zgodzi się na podpisanie zbiorowego wystąpienia solidarnościowego? Zebrani na pierwsze pytanie odpowiedzieli nie, a na drugie ― tak.
Warszawa, 24 czerwca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Zwracam się do Pana, jako szefa partii robotniczej, jako do polityka, który walczy o socjalizm zgodny z prawami ludzkimi, jako do komunisty, ponieważ w moim kraju komuniści piastują niepodzielnie władzę.
Zwracam się do Pana z wezwaniem o pomoc dla robotników polskich oczernianych przez prasę, radio i telewizję, bitych przez milicję, aresztowanych, oskarżonych przed sądami o sabotaż, skazanych na długie kary pozbawienia wolności. [...]
Historia powtarza się po raz trzeci. W czerwcu 1956 w Poznaniu i w grudniu 1970 na Wybrzeżu Bałtyckim robotnicy polscy płacili własną krwią za błędy tych, którzy są u władzy. Nie wyciągnięto żadnych wniosków z tych doświadczeń. Także tym razem nie mówi się bynajmniej o odpowiedzialności władz, lecz jedynie odpowiada się represjami skierowanymi przeciw robotnikom.
W prasie, w radiu i telewizji demonstracje, które zmusiły władze państwowe do zmiany swych błędnych poglądów, określa się jako wyczyny chuliganów, jako akty bandytyzmu i wandalizmu. W różnych miejscowościach rozpoczęto masowe represje przeciw uczestnikom demonstracji i strajków. [...] Wszędzie zwalnia się z pracy robotników; w Radomiu i Ursusie aresztowano wiele osób; ci, co wracają z komisariatów policji, mają na sobie ślady pobicia, niekiedy bardzo poważne. [...]
Robotnicy, nieposiadający własnych organizacji i pozbawieni informacji, są całkowicie bezbronni wobec represji. Reakcja władz zaostrza nastroje nienawiści i desperacji. Następny wybuch mógłby stać się tragedią dla narodu polskiego i oznaczać polityczne bankructwo całej lewicy w Europie.
[...] Zwracam się do Pańskiego sumienia. Oby nie było obojętne wobec tej sprawy.
Warszawa, 18 lipca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Gdy zakładaliśmy KOR, a miało nas być 12 czy 15 członków-założycieli, ktoś mi powiedział: „Jeżeli w tej chwili jest kilka tysięcy zatrzymanych, to będzie o piętnastu więcej, i wszystko”. „Jeżeli będzie o piętnastu więcej ― odpowiedziałem ― to już zasadniczo zmieni sytuację, bo okaże się, że w sprawie robotniczej siedzą w więzieniu intelektualiści. Że sprawa robotnicza jest sprawą narodową.”
23 września
Miasto z wyrokiem, reż. Wojciech Maciejewski, 1996−97, [cyt. za:] Miasto z wyrokiem, „Karta” nr 25, 1998.
Był u Haliny [Mikołajskiej] Jacek Kuroń. Ma ciągłe kłopoty z „odchyleniem prawicowym” w łonie KOR-u. Można tych chadeków i endeków zrozumieć, że nie chcą się przyznawać do zdecydowanie lewicowych oświadczeń Kuronia w różnych wywiadach dla prasy zagranicznej, ale nie zdają sobie sprawy, że swymi intrygami torpedują cenną i pożyteczną inicjatywę społeczną. Otóż postanowili stworzyć własny komitet Obrony Praw Człowieka i Obywatela, nie mając w swym gronie żadnych osób reprezentujących rzeczywisty autorytet społeczny, nie mając żadnego aparatu wykonawczego. Ale inicjatywę mogą Kuroniowi wytrącić. Najsprytniejsza prowokacja by tego lepiej nie załatwiła. Co za gratka dla policji na przyszłość!
Warszawa, 8 marca
Marian Brandys, Dziennik 1976–1977, Warszawa 1996, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Nie przestrasz się tylko. Ja to więzienie przeżyję: godnie i dobrze. Mam już w tym względzie niezłą rutynę, to po prostu kwestia rutyny i nic więcej. Więc przeżyję bez względu na to, jak wiele tego wypadnie.
Warszawa, areszt na Rakowieckiej, 22 maja
Kolekcja Jacka Kuronia w zbiorach Biblioteki Cyfrowej Ośrodka KARTA [cyt. za:] Monika Kapa-Cichocka, Katarzyna Puchalska, Listy jak dotyk, „Karta” nr 43, 2004.
Znowu listy z daleka, więzienie, wojsko, więzienie, więzienie – i to ma być ten los, który wybrałem. No dobrze, wybrałem sobie, ale z jakiej racji Tobie. A jednak to więzienie – to teraz, tu – było potrzebne. [...] Piszę: potrzebne, a pomyślałem sobie o tym już parę dni temu – dwa albo trzy. Przez ten tydzień, który minął, zrozumiałem, przemyślałem i wiem już teraz z całą pewnością, że jestem tylko Twoją połową i po prostu, zwyczajnie nie umiem bez Ciebie żyć. Nie przestrasz się tylko. Ja to więzienie przeżyję: godnie i dobrze.
Mam już w tym względzie niezłą rutynę, to po prostu kwestia rutyny i nic więcej. Więc przeżyję, bez względu na to, jak wiele tego wypadnie. Z tego jednak przeświadczenia, o którym jest w tym liście, wynika jeden tylko wniosek i tym razem nie waham się go wyciągnąć: nie wolno mi, pod żadnym pozorem nie wolno, robić czegokolwiek, co może mnie od Ciebie oddzielić. Tyle i to cała mądrość. Jak to się stało, że nie wymyśliłem jej dotąd? [...] Moja tęsknota do Ciebie – ta z Wałcza, Wrocławia, Łodzi, Sztumu, Wronek, Mokotowa, Białegostoku nie przemijała, tylko kumulowała się. To znaczy, że w każdym kolejnym rozdzieleniu silniej tęskniłem, trudno było ją dźwigać i uśmiechać się. Ot, i wszystko.
Przyszedłem tutaj [do więzienia na Mokotowie] w stare dobre, znajome kąty i zrozumiałem, że to już ostatni raz będę mógł ten cały ciężar znieść. Choć to pewnie przesada. Nieograniczone są możliwości człowieka – móc to pewnie mógłbym jeszcze wiele razy, ale nie chcę. Dotyczy to oczywiście nie tego, co minęło, a tym samym i nie tego, co jest teraz. Minionego się nie cofnie i, szczerze mówiąc, nawet bym nie chciał cofnąć. Ty rozumiesz, wiesz i czujesz przecież to, co ja. Czas teraźniejszy jest prostą konsekwencją czasu minionego. Oczywiście – czas teraźniejszy tutaj – nic w nim nie można zmienić i, jak łatwo zgadnąć, wcale nie chcę. Kiedy jednak wrócę, to skończą się rozstania raz na zawsze. Nie chcę, nie chcę i już. Tak wygląda moje postanowienie.
Ten list będzie krótki. Piszę pożyczonym długopisem na pożyczonym papierze. Chyba już jutro będzie wypiska. W przyszłą niedzielę napiszę więc zwyczajny, długi list – rozmowę z Tobą, moje szczęście, moje sumienie, moje wszystko. Wiem, że teraz nieprędko dostanę list od Ciebie. Będę więc sobie wymyślał to, co powiem. Choć wcale nie potrzebuję wymyślać.
Rozmawiam z Tobą stale. Wciąż jesteś ze mną. Mój wielki, cudny Boże.
Warszawa, więzienie przy ulicy Rakowieckiej, 22 maja
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
A więc moja przepowiednia nie sprawdziła się — na szczęście. Z racji amnestii zwolniono Michnika, Kuronia i innych, a także wszystkich robotników, co jeszcze siedzieli — tych nawet, którzy mieli wyroki po 10 lat. Prasa podała rzecz ogólnie, nie wspominając o „kontestatorach”, za to „Wolna Europa” trąbi o tym bardzo głośno, twierdząc zresztą niezbyt mądrze, że to początek „dialogu ze społeczeństwem”. Żadnego „dialogu” oczywiście nie będzie, dialog byłby, gdyby doszło do procesu, i tego prawdopodobnie Gierek chciał uniknąć. Rozmawiałem już telefonicznie z Adamem, bo aż mi się wierzyć nie chciało, ale był przy telefonie, bardzo rześki i wesoły. Po prostu cud — nic innego!
Co się za tym kryje? Pierwsza moja myśl była, że śledztwo w sprawie krakowskiego studenta wykazało udział w całej sprawie UB, i Gierek, zrozumiawszy, że go robią w konia, postanowił z nich zrobić wariatów. Albo też po prostu nie chciał mieć kłopotów przed przyjazdem do Polski Helmuta Schmidta, przed swoimi podróżami, przed Belgradem itp.
Sopot, 26 lipca
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Wizyta Adama [Michnika]. Wciąż ten sam problem: działalność antyreżimowa, otwarta, połączona z wyczekiwaniem na łaskawość, quasi-tolerancję czy po prostu inercję władz. Adam nazywa to presją. Ja to nazywam hipokryzją i twierdzę,
że pomimo wszystko jest to działalność wpisana w reżim. Logiczniejsze wydaje mi się działanie konspiracyjne zmierzające do zbudowania paralelnego państwa.
To, co robią Adam, Kuroń i inni, jest na pewno bardziej efektowne, ale też niesłychanie kruche. Opiera się wyłącznie na ludziach, którzy nie mają już nic do stracenia, albo takich, którym straty, jakie im może zadać reżim, już w niczym nie grożą. Szeroka konspiracja może natomiast zaciekawić i wciągnąć naprawdę rzesze ludzi z różnych środowisk.
Wilga, 21 lipca
PPN. 1976–1981. Język niepodległości, wybór i oprac. Łukasz Bertram, Warszawa 2012.
Wczoraj wieczorem przyjęcie u Jana Józefa Lipskiego z okazji uwolnienia korowców. Poszedłem z Tośką i Jurkiem. Było około stu osób. Wszyscy szczęśliwi, oszołomieni, jeszcze niezupełnie dowierzający. […] Rozglądam się wkoło po uczestnikach fety. Zatrzymuję wzrok na energicznych, stanowczych twarzach Jacka Kuronia, Chojeckiego, Macierewicza, Lipskiego. Nie, oni nie pozwolą odebrać sobie KOR-u.
Warszawa, 24 lipca
Marian Brandys, Dziennik 1976−1977, Warszawa 1997.
A więc moja przepowiednia nie sprawdziła się ― na szczęście. Z racji amnestii zwolniono Michnika, Kuronia i innych, a także wszystkich robotników, co jeszcze siedzieli ― tych nawet, którzy mieli wyroki po 10 lat. Prasa podała rzecz ogólnie, nie wspominając o „kontestatorach”, za to „Wolna Europa” trąbi o tym bardzo głośno, twierdząc zresztą niezbyt mądrze, że to początek „dialogu ze społeczeństwem”. Żadnego „dialogu” oczywiście nie będzie, dialog byłby, gdyby doszło do procesu, i tego prawdopodobnie Gierek chciał uniknąć. Rozmawiałem już telefonicznie z Adamem, bo aż mi się wierzyć nie chciało, ale był przy telefonie, bardzo rześki i wesoły. Po prostu cud ― nic innego!
Co się za tym kryje? Pierwsza moja myśl była, że śledztwo w sprawie krakowskiego studenta wykazało udział w całej sprawie UB, i Gierek, zrozumiawszy, że go robią w konia, postanowił z nich zrobić wariatów. [...]
Pobyt nad morzem się już kończy ― dobrze, bo dosyć mam tej „nowej klasy”, tych „czerepów rubasznych”, co zaludniają tu mola i plaże, szczekają jakąś dziką nową polszczyzną, a gadają tylko o forsie i zabawie. Głupia Polska, owoc ostateczny naszego 30-lecia. Inteligencja wyginęła, klasy się przemieszały, sowietyzm, nowe ziemie, tak zapewne być musi, pisałem o tym wielokrotnie, nawet z humorem, a teraz wcale mi nie do humoru. Obrzydli mi, ojczyzna mi obrzydła, a tu teraz właśnie taka propaganda patriotyzmu, że aż się chce rzygnąć.
Sopot, 26 lipca
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
W styczniu 1978 A[dam] Michnik i J[acek] Kuroń zaproponowali innym „Graczom” stworzenie tzw. Towarzystwa Kursów Naukowych. Według Michnika, Towarzystwo to skupiałoby zespół światłych ludzi: pisarzy, artystów, naukowców. [...] Wydaje się celowym przekazanie sugestii czynnikom polityczno-administracyjnym [co do] przygotowania odpowiednich osób ― dyskutantów ― z aktywu SZSP i młodej kadry naukowo-dydaktycznej, absolwentów wyższych uczelni i kierowanie ich na zajęcia nielegalne w celu dyskusji, wychwytywania błędów merytorycznych i historycznych i przedstawiania tych spraw zebranym, co ośmieszać będzie wykładowców Lat[ającego] Uniw[ersytetu] i kompromitować w oczach zebranych, a także „zabierze czas”.
Warszawa, 29 stycznia
Kryptonim „Pegaz”. Służba Bezpieczeństwa wobec Towarzystwa Kursów Naukowych 1978–1980, wybór, wstęp i oprac. Łukasz Kamiński, Grzegorz Waligóra, Warszawa 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Adama nie dopuszczono na salę odczytową. Przedtem z inspiracji Jacka Kuronia wykład nagrano na taśmę. Maciek Rayzacher, kołując obserwatorów, dotarł do lokalu, w którym zebrało się 128 osób. Odegrano im z taśmy całą prelekcję Adama. Bez żadnych zakłóceń.
Warszawa, 22 lutego
Marian Brandys, Dziennik 1978, Warszawa 1997, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Jako uczestnicy ROPCiO założyliśmy w Katowicach Wolne Związki Zawodowe. Nastąpiło to w moim mieszkaniu [...]. Wszyscy, którzy uczestniczyli w spotkaniu założycielskim, od razu znaleźli się na komendzie (i paru z nich nakłoniono do współpracy z SB). Potem zadzwoniłem do Moczulskiego, żeby przekazał informację o powstaniu WZZ do „Wolnej Europy”.
Z Romanem Kściuczkiem pojechaliśmy do Jacka Kuronia, aby spytać, czy KOR nas popiera. Kuroń zaczął krzyczeć: „W tym ustroju nie da się wolnych związków zrobić. O co wy chcecie walczyć, o szafki dla pracowników czy stołki do stołówek?”. Powiedziałem, że nie jesteśmy tu, by pytać o pozwolenie, ale o poparcie.
Katowice, 23 lutego
Ruch Obrony Praw, red. Mateusz Sidor, Warszawa 2007, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Otwierając posiedzenie Zespołu, tow. Kania zaproponował, aby omówić ocenę i wnioski z przebiegu wydarzeń związanych z 11 listopada, jak zareagować politycznie i operacyjnie. Natomiast na kolejnym spotkaniu omówić aktualne zamiary przeciwnika, co nam grozi, ocenić naszą gotowość do działań. [...]
Jeśli chodzi o 11 listopada, wszyscy dysponujemy pamięcią i informacjami wyprzedzającymi z przebiegu (to dobra, poważna informacja MSW). Była to swoista próba sił wykorzystania nacjonalistycznych antyradzieckich poglądów w powiązaniu z uroczystościami kościelnymi.
Sądzono, że przy tej okazji dojdzie do połączenia sił i grup antysocjalistycznych i Kościoła — i zostanie podgrzana temperatura. Mobilizacja była duża. Ulotki, plakaty, wypowiedzi Kuronia, zamiary były dalsze niż te, które się stały. Wręcz były nawet sygnały pójścia pod KC czy ambasadę radziecką. Jeżeli konfrontować to, co się stało, z tym zamiarem, to nie udało się ze względu na skalę i formę. Słusznie podeszliśmy, że nie reagowaliśmy aresztami przed — postawiliśmy na kontrolowanie grupy od wewnątrz, aby gasić napięcie. Byłoby to wydarzenie bardzo poważne.
Warszawa, 17 listopada
Rozmowy na Zawracie. Taktyka walki z opozycją demokratyczną. Październik 1976 – grudzień 1979, przedm. i oprac. Andrzej Friszke; wybór Andrzej Friszke, Marcin Zaremba, Warszawa 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Tata mój [...] tego dnia poczuł się wyjątkowo źle. Stary już był i chory na serce. [...] Napisałem na kartce, że przepraszam, odwołuję wykład ze względu na stan zdrowia ojca. [...] Za moment ktoś dał znać, że idzie bojówka. Przez drzwi tłumaczyłem, że wykładu nie ma [...]. Wydawało mi się, że odeszli. W chwilę później przyszedł Henio Wujec. [...]
Otworzyłem, a wtedy oni runęli z góry [...]. Nie zdążyłem wciągnąć Henia. [...] Posłyszałem, że go biją, więc wybiegłem na klatkę. Wtargnęli do środka, a ja stałem przyciśnięty do ściany i histerycznym głosem wołałem: „Ludzie, ludzie, mój ojciec umiera!”.
Widziałem, jak tłukli Henia, jak zalewa go krew, jak głowa jego odbija się po schodach, po których go ciągnęli, aż wreszcie, jak rzucają go w śnieg. Byłem pewny, że już nie żyje. [...] A potem wbiegam do środka i widzę, jak katują mi syna.
Warszawa, 21 marca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” dalszy ciąg, Londyn 1991.
W ostatnich miesiącach zorganizowane grupy starały się uniemożliwić prowadzenie wykładów niektórym wykładowcom Towarzystwa Kursów Naukowych. Wykłady przerywano krzykiem, pytaniami niezwiązanymi z tematem, insynuacjami i wyzwiskami pod adresem wykładowców. W lutym i w początkach marca bojówki zaczęły posługiwać się przemocą: oblegano mieszkania, w których odbywały się wykłady, demolowano klatki schodowe, pobito kilku słuchaczy, a jednemu z nich Konradowi Bielińskiemu zrabowano 4 tysiące złotych.
W dniu 21 marca wykład z pedagogiki społecznej prowadzony przez Jacka Kuronia w jego mieszkaniu odwołano. Przyczyną tej decyzji był atak serca ojca Jacka 74-letniego Henryka Kuronia. Kartka z informacją o odwołaniu wykładu i stanie przedzawałowym Henryka Kuronia wisiała na drzwiach. Mimo to około godziny 19.00 bojówkarze przemocą wdarli się do mieszkania. Było ich kilkudziesięciu, podpici, niektórzy w czarnych skórkowych rękawiczkach. Na błagania gospodarzy i sąsiadów, którzy informowali, że Henrykowi Kuroniowi wszelkie zdenerwowanie grozi śmiercią, bojówkarze odpowiadali wybuchami śmiechu.
Bili obecnych w mieszkaniu, niebroniących się, jakby wykonywali egzekucję. Grażynie Kuroniowej wykręcili ręce i uderzali ciosami karate po mięśniach. Do nieprzytomności i krwotoku zbili 19-letniego Macieja Kuronia; Henryka Wujca z raną w okolicy skroni nieprzytomnego wlekli po schodach. Ponadto pobili obecnych w mieszkaniu Konrada Bielińskiego, Seweryna Blumsztajna, W. Malickiego, Adama Michnika. Bojówka opuściła mieszkanie około godziny 20.00, kiedy do Henryka Kuronia przybyła karetka reanimacyjna i zabrała go w stanie ciężkim do szpitala. Specjalistyczne badania lekarskie wykazały, że Maciej Kuroń i Henryk Wujec w wyniku pobicia doznali wstrząsu mózgu (pierwszy 14 dni zwolnienia, drugi – 18 dni). W trakcie napadu sąsiedzi Jacka Kuronia alarmowali milicję, która ani wtedy ani później nie zainteresowała się wypadkiem.
21 marca
Relacja z najścia bojówki SZMP na wykład TKN, 21 marca 1979, rękopis, cyt. za: Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Przywódca grupy, która zerwała wykład u Kuronia, niejaki Jerzy Folcik, przed 1 maja otrzymał legitymację partyjną, którą przed kamerami telewizyjnymi wręczył mu osobiście Edward Gierek. Pozostaje pytanie: czy wiedział, że Folcik był w mieszkaniu Kuronia?
Warszawa, 30 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1979–1980, Warszawa 2004, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Tłumy młodzieży. Szli na mszę, którą Papież odprawiał na placu Zamkowym dla nich, przed kościołem św. Anny. Szli i szli. Nie wytrzymałem i wyskoczyłem. Nie było obstawy. Poszedłem w miasto. [...] Wszędzie pełno radosnych ludzi, zdyscyplinowanych, niesłychanie zdyscyplinowanych i silnych. Czułem to. Noc, radość i ten porządek. Klimat wolności. [...] To już nie był tłum, to byli zorganizowani świadomi ludzie. [...] Patrzyłem na to i wtedy zaczęło do mnie docierać, że oto dokonało się u nas coś wielkiego. Naród zobaczył swoją siłę. Zobaczyliśmy na ulicach i placach, ilu nas jest. Wszyscy ożywieni jednym duchem.
Warszawa, 2–3 czerwca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Panujący w Polsce system totalitarny stwarza idealne wprost warunki dla społecznej schizofrenii. Ze wszystkich możliwych względów nie można go zaakceptować, a zarazem w zasadzie wszyscy zaakceptować go muszą, podejmując i wypełniając obowiązki zawodowe, a także dużo rodzinnych czy w ogóle prywatnych (wyjeżdżając na wczasy, grając w zakładowej orkiestrze, wysyłając dzieci na kolonie).
System totalitarny, najogólniej rzecz biorąc, polega na centralnym dysponowaniu całym życiem społecznym. Poddając się temu dysponowaniu i nie zgłaszając publicznie żadnych sprzeciwów, akceptujemy ten system praktycznie. Na inną akceptację w zasadzie nie ma w totalitaryzmie miejsca. [...] Mamy więc rozdarcie duszy między światopoglądową negacją systemu a jego życiową, praktyczną akceptacją.
Ale [...] ta praktyczna akceptacja też okazuje się niemożliwa. Nie można bowiem w Polsce dobrze wypełniać obowiązków zawodowych. Inżynier, tkaczka, lekarz, psycholog – jeśli zechcą sumiennie i dobrze pracować, natychmiast wchodzą w kolizję z przełożonymi, kolegami, podwładnymi, utrudniają funkcjonowanie instytucji, tracą zarobki. Co więcej, w Polsce niemal nie można również uczciwie żyć – to znaczy mieszkać, jeść, ubierać się, wychowywać dzieci, nie naruszając przy tym różnych przepisów i, co gorsze, zasad współżycia społecznego.
Doświadczenie społeczne – tak indywidualne, jak zbiorowe – wskazuje, że wszelkie próby naprawy w zakładzie, organizacji czy w całym kraju niczego w rezultacie nie zmieniają. Nie można więc systemu zaakceptować także praktycznie [...]. Nie można go też odrzucić, zanegować. Każdy w tym proteście jest ostrożny, a cóż może zrobić jeden człowiek systemowi? W dodatku wiadomo, że na straży systemu stoją sowieckie czołgi, zaś zbiorowe i wciąż żywe doświadczenie Polaków wyniesione z ostatniej wojny nakazuje każdą wojnę traktować jako zło największe – absolutne.
Schizofreniczne warunki społeczne rodzą schizofreniczną świadomość. Swoistym symbolem postawy Polaków jest nieprzejednany niewolnik. Człowiek, który w duchu z całym zdecydowaniem potępia system, komunizm, Sowietów i wszystko, co od nich pochodzi, zarazem jednak wykonuje, jak może najsumienniej, swoje zawodowe obowiązki i nigdy – w żadnej formie – swojego nieprzejednania nie wyraził w czynie lub w słowie wypowiedzianym poza najbliższym kręgiem też zresztą nieprzejednanych. Nie broni krzywdzonego kolegi z pracy, nie przyłącza się do krytyki dyrektora, nie uczestniczy w zbiorowym wystąpieniu o płacę, warunki pracy czy też lepszą bądź efektywniejszą jej organizację, bo dobrze wie, że nic się tutaj nie poprawi – potępia w duchu całość, nie może więc zająć się drobnymi szczegółami. Nieprzejednani niewolnicy występują we wszelkich grupach zawodowych. Są wśród robotników, lekarzy, dziennikarzy, sędziów, prokuratorów, a myślę nawet, że w najwyższych władzach partyjnopaństwowych i policji politycznej też ukryło się kilku.
[...]
Niezależne ruchy społeczne przełamały, na razie w bardzo wąskim odcinku rzeczywistości społecznej, to rozdwojenie jaźni. Zarazem jednak stały się one wyrazem społecznego nieprzejednania. Oczekuje się od nich, że będą nieprzejednane w praktyce, reprezentując i tym samym zastępując wszystkich tych, którzy mogą być nieprzejednani tylko w duchu. Jesteśmy integralną częścią społeczeństwa i dopóki będziemy przezwyciężać schizofreniczne warunki tylko dla siebie, dopóty będziemy pod przemożnym naciskiem schizofrenicznego myślenia.
4 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Wszyscy mówili, że ta głodówka miała zasadniczo inny klimat niż pierwsza, bardzo uduchowiona. Tam się modlono, a tu szły raczej anegdotki, dowcipaski, klimat troszeczkę jak z teatru satyrycznego. Z drugiej strony trochę byliśmy wystraszeni [...]. Niby trzymaliśmy twarz, ale jednak.
Warszawa, 3 października
Niepokorni. Rozmowy o Komitecie Obrony Robotników. Relacje członków i współpracowników Komitetu Obrony Robotników zebrane w 1981 roku przez Andrzeja Friszke i Andrzeja Paczkowskiego, red. Michał Okoński, Kraków 2008, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Poszedłem wtedy do Jacka Kuronia i zaproponowałem, żebyśmy zrobili głodówkę. Kuroń spytał, czy mamy kościół; KOR miał wtedy problemy z przychylnością księży wobec takich akcji. Powiedziałem, że mam. Wcześniej z Bogusławem Studzińskim poszliśmy do księdza Leona Kantorskiego w Podkowie Leśnej, który zgodził się na głodówkę. [...]
Dla mieszkańców Podkowy nasz protest był wydarzeniem. Miejscowe dzieci zobowiązały się, że nie będą jeść cukierków i czekolady.
Podkowa Leśna, 7–17 maja
Ruch Obrony Praw, red. Mateusz Sidor, Warszawa 2007, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Poszedłem na tę głodówkę przeciw sobie, w poczuciu obowiązku. [...] Uznałem, że skoro chce się wołać do ludzi, aby wystąpili w obronie głodującego Mirka [Chojeckiego] — trzeba dla wiarygodności swoich słów — głodować z nim.
Podkowa Leśna, 7–17 maja
Głodówka w kościele św. Krzysztofa w Podkowie Leśnej, [1980], [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Jeżeli zaś chodzi o trzecią głodówkę, to uważam ją za jedną z najśmieszniejszych historii mojego życia. Przede wszystkim nie bardzo wiedziałem, po co ta głodówka ma się odbyć [...]. Normalnie nie wybrałbym się na głodówkę, na którą nikt w ogóle nie idzie. Ale tym razem uznałem, że nie ma rady: trzeba iść z tymi staruszkami z Ruchu Obrony. [...] Wściekły i rozeźlony jechałem więc do tej Podkowy. Tu jest tyle roboty, myślałem, wszystko się wali, a ja będę siedział teraz w kościele i pacierze odmawiał. Ale na miejscu okazało się, że dzieją się rzeczy niebywałe. Ksiądz Kantorski robił nam o godzinie 18.00 modlitwy i zaczął mówić o nas kazania — takie kazania, że ja, jeju, jeju Pan Jezus! Zespół oazowy wychodził, grał i śpiewał. Ludność z Podkowy przychodziła, zaczęliśmy rozmawiać, rozdawać bibułę — nagle powstał tam masowy punkt kolportażu bibuły. Wszystko to było niesamowite.
Podkowa Leśna, 7-17 maja
Niepokorni. Rozmowy o Komitecie Obrony Robotników, A. Friszke, A. Paczkowski, Kraków 2008.
Dowiedziałem się z radia o głodówce... Nawet tu powoduje ona poruszenie wśród ludzi, uprzytamniając im, w jakim stanie są nasze wspólne sprawy i co naprawdę dzieje się w Kraju. Na ręce Księdza oraz Jacka Kuronia przesyłam wyrazy podziwu, zrozumienia i solidarności z Wami. Jest Was tylko 18 osób, ale poruszacie sumienia dziesiątków tysięcy. Trzymajcie się!
11 maja
Głodówka w kościele św. Krzysztofa w Podkowie Leśnej, [1980], [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Prawdziwym wstrząsem było zakończenie głodówki. Przyszedł cały Ursus, Pruszków. [...] Wychodziliśmy z kościoła szpalerem, biły dzwony, a ludzie nosili nas na rękach, rzucali do góry. Niesłychane przeżycie, wspaniałe.
Podkowa Leśna, 17 maja
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
Wróciłem do Warszawy 2 lipca rano, zupełnie nieprzytomny ze zmęczenia [...]. Padłem więc zupełnie nieprzytomny i Gajka wyłączyła telefon. O te wyłączenia często spieraliśmy się. Ja uważałem, że pod żadnym pozorem nie wolno, Gajka, że czasem trzeba. [...] usnąłem jak kamień i dopiero po południu obudził mnie Henio Wujec. Trzecia była czy czwarta, a on na mnie z krzykiem:
— Co się dzieje! Nie przyjmujecie telefonów!
— Co się stało?
— Strajk w „Ursusie”!
No tak, kiedy po raz pierwszy wyłączam telefon, to właśnie zaczyna się strajk.
Warszawa, 2 lipca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas: „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991.
Zaczęło się długotrwałe przeszukiwanie, w trakcie którego zatrzymano wszystkich, którzy przyszli. Kocioł. Tylko zachodnich dziennikarzy wypuszczali. A ci znowu nie bardzo mogli się połapać, o co tu idzie. Przywykli do rozgardiaszu w moim domu, uparcie żądali ode mnie informacji, wypowiedzi, wywiadu. Wyrzucano ich, a oni wracali. [...]
Zawieźli mnie na Grenadierów, na komendę.
Warszawa, 20 sierpnia
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Droga do „Solidarności”. Lata 1975–80, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2010.
[20 sierpnia] Zaczęło się długotrwałe przeszukiwanie, w trakcie którego zatrzymano wszystkich, którzy przyszli. Kocioł. Tylko zachodnich dziennikarzy wypuszczali. A ci znowu nie bardzo mogli się połapać, o co tu idzie. Uparcie żądali ode mnie informacji, wypowiedzi, wywiadu. Wyrzucano ich, a oni wracali. [...]
Zawieźli mnie na Grenadierów, na komendę [MO]. [...]
Skończyło się 48 godzin. Byłem cały spięty. Sankcja czy wypuszczenie? Wypuszczenie! Wychodzę, dygocze wszystko we mnie z radości, bo zaraz wchodzę do akcji. Podeszło do mnie dwóch esbeków.
— Panie Jacku, możemy pana podwieźć samochodem.
I podwieźli, na komendę żoliborską. Znowu 48.
Warszawa, 20–22 sierpnia
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Po powrocie do domu spotkałem Teresę Kuczyńską. Dowiedziałem się, że jej brat Maciek też zakłada NSZZ. Dziś nikt nic innego nie robi.
Bronek Geremek powiedział, że Wałęsa po wizycie u Prymasa przywrócił nam, grupie ekspertów strajkowych, rolę jedynego zespołu ekspertów MKZ, odsuwając Jacka Kuronia, który nadal energicznie walczy o wpływ, opierając się na części gdańskiego Prezydium. Jest to już wyraźna frakcja. Znalazłem się w kłopotliwej sytuacji. Przecież Jacek i KOR to nie są moi przeciwnicy, lecz przyjaciele, a teraz faktycznie nie jestem z nimi. Rozwój wypadków popchnął mnie i Tadeusza Kowalika — co ze względu na jego lewicowość jeszcze bardziej zaskakuje — ku KIK-owi i współpracy z Tadeuszem Mazowieckim. Uważamy, że oni zajmują dziś stanowisko bardziej realistyczne.
Gdańsk, 10 września
Wrzesień 1980, „Karta” nr 36/2002.
1. Z dnia na dzień rozpoczęła się wielka praca organizatorska. Tysiące, a nawet miliony ludzi o jak najlepszych chęciach, lecz niewielkim doświadczeniu, muszą stworzyć sprawnie działającą organizację związkową. Działacze pochłonięci są pracą. Ale ludzi bezpośrednio zajmujących się zakładaniem niezależnych samorządnych związków zawodowych jest stosunkowo niewielu. Większość natomiast nie wie jeszcze i wiedzieć nie może, czym konkretnie mają się zajmować nowe związki, jak mają działać, na czym ma polegać ich niezależność i samorządność. Co więcej, stare związki przyzwyczaiły ludzi do bierności. Teraz więc ludzie nie tyle chcą organizować nowe, ile je otrzymać.
[...]
Nie wolno dopuścić do tego, by działacze starych związków mogli powiedzieć: oni zabiegają o maszynę do pisania, o telefon, o pokój, a nie o sprawy robotnicze. Nie ulega wątpliwości, że polska gospodarka znajduje się w stanie głębokiego kryzysu, że spełnianie żądań płacowych niekoniecznie prowadzi do wzrostu stopy życiowej, może natomiast utrudniać poprawę sytuacji ekonomicznej. Działacze związkowi powinni o tym wiedzieć i dyskutować na ten temat z kompetentnymi ekonomistami. Nie mogą jednak zapominać, że powołani są do reprezentowania robotników, do walki o ich interesy. [...]
2. Związek zawodowy musi być organizacją pracowników, a nie urzędników związkowych. To nieprawda, że robotnik, który zostaje funkcjonariuszem związku, nadal jest robotnikiem. Podejmując pracę urzędnika – staje się urzędnikiem. [...] NSZZ muszą być kierowane przez działaczy, którzy tak jak przedtem pracują przy swoim warsztacie pracy i tam mają bezpośredni, bliski kontakt z kolegami, z załogą. [...]
3. Porozumienie Gdańskie gwarantuje robotnikom prawo do powołania własnej reprezentacji – niezależnych i samorządnych związków zawodowych. Zarazem porozumienie to daje społeczeństwu prawo do współdecydowania o sprawach mających zasadnicze znaczenie dla całości gospodarki i życia społecznego naszego kraju [...]. Gdański Międzyzakładowy Komitet Strajkowy zawarł Porozumienie jako reprezentant całego społeczeństwa. Ponieważ MKS przekształcił się następnie w Komitet Założycielski Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych, to w powszechnym odczuciu właśnie nowe związki mają współuczestniczyć w podejmowaniu decyzji, także takich, które wykraczają poza obronę interesów ich członków w ścisłym rozumieniu tego pojęcia.
Czy zatem związki mają być zrzeszeniem pracowników dla obrony ich praw czy też partnerem władzy w rządzeniu krajem, regionem, zakładem? Nieprzypadkowo Porozumienie nie rozstrzyga tej sprawy jednoznacznie. W Porozumieniu bowiem znalazły swój wyraz dążenia całego społeczeństwa. Ludzie chcą mieć swoje związki zawodowe, które będą reprezentować ich interesy i punkt widzenia wobec pracodawcy, a zarazem pragną współdecydować o swoim losie – współrządzić krajem, regionem, przedsiębiorstwem, uczestniczyć w samorządzie. Tymczasem jedna organizacja nie jest w stanie spełnić obydwu tych oczekiwań, gdyż nie zawsze dadzą się one pogodzić.
23 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
J[acek] Kuroń ocenił, że zawierając porozumienie w Gdańsku, komitet strajkowy poszedł na zbyt duży kompromis. Miał za to pretensje do doradców, że zgodzili się, aby w porozumieniu było stwierdzenie, że PZPR jest przewodnią siłą w kraju. W rozmowie [telefonicznej] z W[aldemarem] Kuczyńskim przeprowadzonej 1 października 1980 wprost stwierdził: „…jeżeli mieliście słabe nerwy, to trzeba było jechać do sanatorium, a nie na rozmowy — mając władzę na kolanach, pozwoliliście im wstać”.
Analiza działalności antypaństwowej Jacka Kuronia — dokument wewnętrzny MSW, opracowany przez mjr. Jana Lesiaka, przy współudziale por. Andrzeja Lorenca i ppor. Jana Osowskiego (inspektorzy Wydz. IX Dep. III MSW), mps, Warszawa 1982, Archiwum Opozycji OK, kolekcja Jacka Kuronia.
Praktycznie w porozumieniu łódzkim, kończącym strajk w Łodzi i w innych miastach poza Poznaniem, wywalczono autonomię wyższych uczelni i Niezależne Zrzeszenie Studentów jako podmiot przemian zachodzących w uczelniach. Ruch studencki jest jednak zawsze ruchem politycznym i ci młodzi ludzie w Poznaniu, podobnie jak inni ich koledzy w NZS-ie [Niezależne Zrzeszenie Studentów], chcieli załatwić wszystkie polskie sprawy i to tak, jak wtedy wydawało się, że załatwiać trzeba — według modelu Stoczni Gdańskiej, czyli że ma przyjechać najwyższa władza, inaczej nie ma sukcesu.
19 lutego
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” dalszy ciąg, Londyn 1991, [cyt. za] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
W październiku 1956, a w szczególności po VIII Plenum, ludzie przestali się bać. Na różnych wiecach, zebraniach, dyskusjach zaczęli mówić coraz swobodniej i w związku z tym coraz mocniej brzmiał głos przeciwników lewicy, którą obciążano odpowiedzialnością za stalinizm, którą odrzucano. To nas poraziło. Powiedzieliśmy: do głosu dochodzi reakcja, podnosi głowę czarna sotnia. Nie umieliśmy podjąć rozrachunku z tradycją lewicy i, co ważniejsze, nie dojrzeliśmy do pluralizmu jako akceptacji poglądów odmiennych, przeciwnych. Nie umieliśmy wtedy zrobić tego wspólnie. [...]
Skoro więc nie dojrzeliśmy do pluralizmu i do rozliczenia z lewicową tradycją, to zaakceptowaliśmy fałszywy podział: wydawało nam się, że bliżej nam do tych, pożal się Boże, liberałów w Komitecie Centralnym PZPR, niż do przeciwników lewicy w społeczeństwie. Nie wystąpilibyśmy po stronie kierownictwa partii przeciw Październikowi, ale też nie umieliśmy wystąpić przeciw kierownictwu w obronie Października. Milczeliśmy.
8 marca 1981
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Kiedy zamknięto „Po Prostu” i zaczęły się uliczne demonstracje, znowu zbiegliśmy się na Uniwersytet, żeby ustalić, co robić. Przyjechał do nas Władysław Bieńkowski z poleceniem od szefa, żebyśmy potępili „chuliganów”, czyli demonstrantów. I my się twardo postawiliśmy, to znaczy „chuliganów” nie potępiliśmy, ale też głosu nie zabraliśmy w ogóle.
[...] Od początku mieliśmy świadomość, że społeczeństwo akceptuje Gomułkę, i jeśli przeciw niemu wystąpimy, to przegramy. Do tego momentu, przez cały ruch październikowy, nauczyliśmy się politykować i także w tym momencie chcieliśmy politykować dalej. Trzeba było czasu, aby zrozumieć, że nie w każdych okolicznościach obowiązuje taka logika.
Polityka to rachunek zysków i strat. Obowiązuje zatem tylko wówczas, gdy można jeszcze coś zyskać czy utrzymać to, co się już uzyskało. Kiedy taka możliwość się kończy, zaczyna się zupełnie inny wymiar. Powiedziałbym, że w tym momencie dla każdego z osobna, indywidualnie, zaczyna się wolność. Oto w momencie kiedy kończy się politykowanie, kiedy nie ma szans na powodzenie, zaczynamy odpowiadać już tylko za prawdę. Już wtedy w „czarnym październiku” 1957 należało sobie uświadomić, że jako ruch przestaliśmy istnieć. Jedyne, co możemy zrobić, to wypowiedzieć głośno swoje prawdy, zginąć z rozwiniętym sztandarem. Byłby to nie tylko gest, byłby to przede wszystkim testament Października.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Klimat Października zmienił się radykalnie pod wpływem dwóch czynników: po pierwsze na oczach całego polskiego społeczeństwa zarżnięto rewolucję węgierską, wszyscy to przeżywaliśmy, czytając znakomite reportaże w oficjalnej prasie, i mieliśmy świadomość, że cała ta lawina może w każdej chwili spaść na nas – była to ważna przyczyna paraliżu społeczeństwa; drugim było masowe, nieograniczone zaufanie do Gomułki. [...]
Ruch nie wypracował jednoczących społeczeństwo zadań, wykraczających poza powstrzymywanie drastycznych metod stalinizmu i związanych z tym form instytucjonalnych. W związku z tym nie umiał uniezależnić się od kierownictwa partyjnego czy tych jego frakcji, które w pierwszej fazie go wspierały i – dodajmy – manipulowały nim, korzystając z jego poparcia. Wszystko to wspierało autorytet Gomułki i czyniło praktycznie niemożliwą kontrolę nad polityką władzy. Nie jest to jednak wystarczająca odpowiedź.
Dlaczego wtedy, kiedy Październik był tłumiony, nie odezwali się ci ludzie, te środowiska, które były inicjatorami, ideologami, animatorami ruchu październikowego? Dlaczego milczeliśmy w 1957, 1958, 1959 roku? Nie ulegaliśmy autorytetowi Gomułki, jeśli zaś chodzi o radzieckie czołgi, to przecież należało [...] pytać o dopuszczalne granice reform – a myśmy milczeli.
Myślę, że w tym miejscu trzeba mówić o odpowiedzialności lewicy. Październik, w moim przekonaniu, jest zasługą i zarazem winą polskiej lewicy. Ściśle – lewicy, która wyszła ze stalinowskiej szkoły i dopiero zaczęła stawiać pierwsze samodzielne kroki. Myślę, że w tym przede wszystkim tkwi tajemnica naszego milczenia.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Sądzę, że jeżeli należałoby wskazać dziś manifest ideowy Marca, to należałoby wybrać posłanie Pana Cogito Herberta: „ocalałeś nie po to aby żyć/masz mało czasu trzeba dać świadectwo”. [...] A świadectwo daje się wtedy, kiedy ma się siebie do zadysponowania i siebie się chce poświę cić, bo każdy może poświęcić tylko siebie, nie może poświęcać nikogo innego. O tym trzeba nieustannie pamiętać.
Niestety, nie jest to w pełni prawdziwe. Mam świadomość, że w marcu 1968 chciałem poświęcić tylko siebie, a poświęcałem wielu, wielu innych. Nic na to nie poradzę. Myślę jednak, że chroni mnie trochę to, że o tym wiem, że o tym pamiętam, że ponoszę odpowiedzialność za każdy czyn i za każde jego zaniechanie. Granicą polityki są fundamentalne wartości ludzkie.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Jest taka wielka obawa, że ogłoszenie strajku ostrzegawczego i odłożenie o parę... o dwa dni choćby strajku powszechnego spowoduje, że to się rozmydli. W związku z tym, na wszelki wypadek proponowałbym — to nie jest wniosek, bo ja go nie mam prawa składać, ale radzę komuś, aby go złożył — wniosek o przyjęcie zasady, że: podporządkowanie się grupie kierowniczej w każdej sprawie, wyjąwszy odwołanie strajku. To jest realne, bo w momencie, kiedy jest sprawa odwołania, to jest stan zgody z władzami i Komisję można ściągnąć. Ten fakt powinien wszystkich państwa uspokoić co do losów sprawy.
Bydgoszcz, 23 marca
Posiedzenie Krajowej Komisji Porozumiewawczej NSZZ „Solidarność” 23–24 marca 1981 r., NOWa, Archiwum Solidarności, Warszawa 1986, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Nad ranem zadzwonił do mnie Mazowiecki i poprosił, żebym zaraz przyjechał do mieszkania [Władysława] Siły-Nowickiego. Prócz Tadeusza i gospodarza zastałem tam jeszcze Bronka Geremka i Janka Olszewskiego. Zdenerwowani powtarzali w koło, że zrobili wszystko dla Polski, że trudno, zdecydowali i niech na nich spadnie odium, ale ojczyznę ocalić musieli i będą nieśli ten krzyż. Nie mogłem pojąć, po co mnie zaprosili. Dopiero po wyjściu zrozumiałem, że podjęli decyzję o podpisaniu porozumienia oraz odwołaniu strajku i chcieli mnie o tym uprzedzić.
Warszawa, 30 marca
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
To co najpełniej – moim zdaniem – charakteryzuje obecną sytuację w Polsce, to jest stan pewnej anarchii i rozkładu. Rząd nie rządzi, następuje upadek gospodarki, administracja się rozkłada, władza jest sparaliżowana i to we wszystkich możliwych dziedzinach, zarazem my na to miejsce niczego nie stworzyliśmy. I tak 35-milionowy naród żyje coraz bardziej przymierając głodem, w stanie totalnej bezrządności. To jest najgłębsza przyczyna naszych wszystkich nieszczęść.
Dla wszystkich jest przecież od dawna jasne, że trzeba wprowadzić reformę gospodarczą. Co to znaczy? To znaczy – po prostu, dokładnie tyle – żeby na miejscu starego systemu [...] zbudować zupełnie nowy sposób zarządzania gospodarką, który w istniejących warunkach musi być oparty na demokracji. A dlaczego? Musi być oparty na demokracji dlatego, że mamy kilkanaście milionów zorganizowanych ludzi. Nie ma sposobu, żeby im cokolwiek narzucić. Narzucić można im tylko siłą. [...]
Jest źle i muszę z przykrością donieść [...], że musi być w tym układzie – jeśli się nic nie zmieni – jeszcze gorzej. Rozkład życia gospodarczego w nowoczesnym kraju, a w takim żyjemy, oznacza głód i nie ma od tego ucieczki. Pomysł, że władze chowają żywność, żeby nam zrobić na złość, jest charakterystyczny dla rewolucji. [...] Zrobiliśmy rewolucję po to, żeby było lepiej. No a jest lepiej? Nie. [...]
Jest to kwestia generalnego rozkładu życia gospodarczego, życia społecznego, rozkładu wszystkich dziedzin życia, z milicją włącznie.
Katowice, 10 lipca 1981 (Spotkanie w Hucie Katowice)
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
W ciągu tych kilkunastu miesięcy obaliliśmy panujący tu system sprawowania władzy i rządzenia. To paradoks, bo nie obaliliśmy rządu, ale obaliliśmy sposób rządzenia, system rządzenia, system współpracy społecznej. [...]
Na czym się ten system opierał? Na trojakim monopolu.
Pierwszym monopolem był monopol centralnego kierownictwa partyjnopaństwowego na organizację. Wszystkie formy, w jakich ludzie się w tym kraju organizowali, z aktywnością gospodarczą na czele, a więc oczywiście – przede wszystkim – przedsiębiorstwa, zjednoczenia, ale także wszystkie inne organizacje polityczne, związkowe, młodzieżowe, oświatowe i sportowe – wszystkie były podporządkowane pionowo centralnemu kierownictwu partyjnopaństwowemu.
Z tego faktu wynika drugi monopol kierownictwa. Miało ono mianowicie monopol na informację. Bo po to, aby przekazywać jakiekolwiek informacje, rozpowszechniać je, trzeba się jednak zorganizować. Otóż władza miała kontrolę nad wszystkimi środkami masowego przekazu. [...]
Przejdźmy do trzeciego monopolu – do monopolu decyzji. Wszystkie decyzje podejmowało tylko centralne kierownictwo partyjnopaństwowe. Nikt nie mógł mieć na nie wpływu i nikt ich nie mógł kontrolować. [...] Czy na tym opierało się nasze życie społeczne? Tak. Cała nasza aktywność społeczna i prywatna też w gruncie rzeczy obracała się w kręgu tego monopolu.
Cała nasza aktywność społeczna – to znaczy ta, za którą nam płacono – mieściła się w ramach tych trzech monopoli i była im podporządkowana. We wszystkich możliwych dziedzinach życia. Najlepszym dowodem jest plan produkcyjny, który miał charakter rozkładu jazdy. To znaczy napisane w nim było: kto, ile, czego ma wykonać, za ile, dla kogo, od kogo dostaje potrzebne elementy itd.
Twierdzę [...], że te trzy monopole zostały złamane i tym samym zdruzgotany został system współpracy społecznej i system rządzenia krajem.
Kompletnie.
Katowice, 10 lipca 1981 (SpotkaniewHucieKatowice)
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Trzeba wiedzieć, czy chcemy zdobywać władzę jako związek, jako partia, czy też chcemy innego układu. Od tego bardzo wiele zależy, bo – na przykład – jeśli wczoraj podnieśliśmy tutaj walkę o sprawę zlikwidowania cenzury prewencyjnej, to jest to szlachetny postulat i ja za nim zawsze stoję, tylko to jest taka walka, jakby ktoś postanowił zająć się czymś, co jest następstwem wielu rzeczy, a nie przyczyną. Bo albo decydujemy się na walkę o pełną demokrację, o pełną władzę całego społeczeństwa bez ograniczeń – wtedy następstwem tego jest walka o zniesienie prewencyjnej cenzury i wszelkiej cenzury – albo uznajemy, że musimy się gdzieś samoograniczać, a jak się samoograniczamy, to niechętnie, ale z konieczności godzimy się na pewną prewencyjną cenzurę. I tak tę decyzję trzeba podjąć, bo bez tego przemyślenia podejmuje się ją zawsze głupio.
I oto pytanie dla mnie najważniejsze – czy mamy się samoograniczać? Czy ta rewolucja ma się samoograniczać? W moim przekonaniu ma. Nie będę tu tego wątku rozwijać. Mam taki światopogląd, że w przypadku, gdybyśmy podjęli takie działania, które by kierownictwo ZSRR uznało za swe bezpośrednie zagrożenie, oni by tu wjechali. Jestem o tym przekonany. W związku z tym uważam, że ta rewolucja musi się świadomie samoograniczać – po to, by tego niebezpieczeństwa uniknąć. Przy czym dyskusja na temat, czy oni wjadą czy nie, jest spekulatywna, natomiast jest pewne, że sprawdzić to można tylko w jeden sposób. Tego ryzyka podejmować nie należy.
25 lipca 1981
Czy mamy się samoograniczać?, nieautoryzowany głos w dyskusji na posiedzeniu Krajowej Komisji Porozumiewawczej, 25 lipca 1981, cyt. za: Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Organizacją społeczną odpowiedzialną za rządzenie gospodarką i krajem ma być ruch samorządów. [...] Nie wolno nam przegrać walki o autentyczny samorząd. Krajowa Komisja Porozumiewawcza zajęła wobec samorządów jednoznaczne stanowisko. Zdecydowanie poparła społeczny ruch zainicjowany przez szereg zarządów regionalnych, a przede wszystkim przez sieć organizacji zakładowych „Solidarności”. KKP podkreśliła, że jest to ruch na rzecz społecznego zarządzania własnością ogólnonarodową, a także – że tylko ruch samorządów może włączyć załogi zakładów pracy do działań mających na celu przezwyciężenie kryzysu, stając się zarazem gwarantem właściwej reformy gospodarczej.
Uważam, że terytorialne porozumienia samorządów powinny podjąć się w programach i w działaniu rozwiązywania podstawowych problemów społecznych, to jest walki z bezrobociem, zaopatrzenia rynku, budownictwa mieszkaniowego, problemów zdrowia i oświaty, praworządności i kultury. Powinna to być droga do nowych rad narodowych. Rad o szerokich kompetencjach, wybranych w demokratycznych wyborach.
[...]
Każda dyktatura w „Solidarności” byłaby klęską Związku, ale – moim zdaniem – klęska ta nam nie grozi. Grożą nam natomiast inne niebezpieczeństwa. Wśród nich jedno z poważniejszych – niedowład demokracji. Siła Związku leży w jego dyscyplinie, a dyscyplina opiera się na demokratycznym podejmowaniu decyzji. Jeśli członkowie uznają, że decyzja władz w sprawie istotnej jest sprzeczna z ich wolą – cała podziwiana przez świat cierpliwość Polaków może się skończyć.
31 lipca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
O dziesiątej kawalkada ruszyła. Parę minut po jedenastej dostałem telefon, że zablokowano ich na rondzie u zbiegu Marszałkowskiej i Alej Jerozolimskich. Z tego ronda samochody miały skręcać w lewo, żeby przejechać przed budynkiem Komitetu Centralnego, ale władze uznały, że jest to zbyt niebezpieczne i wysłały naprzeciw kordon milicji. Kierowcy jednak zaparli się — miało być w lewo, nie jedziemy prosto. Stanęli.
Warszawa, 3 sierpnia
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Wyobraźmy sobie 896 delegatów w sali „Olivii”. Siedzą na dole, oddzieleni od gości, których jest 2000. Razem pokaźny tłum. Zrywają się w którymś momencie oklaski i idą przez salę. Huśtają salą. Niezorientowanego mogą zaprowadzić zupełnie nie tam, gdzie chciał. Wielokrotnie było tak, że głosowanie wypadało inaczej niż oklaski. O sile tych ostatnich decydowali jednak goście.
Gdańsk, 5-10 września
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Czwartego dnia Zjazdu wypłynęła sprawa posłania do ludzi pracy krajów Europy Wschodniej. Zainicjował to Kalisz, którego delegaci bardzo chcieli się czymś odznaczyć i wymyślili ten wniosek. [...] Tak więc Bogusław Śliwa w imieniu Kalisza przyszedł z tą ideą do Jasia Lityńskiego, a Jaś, który był gościem Zjazdu, zachował się jak doradca i pomógł zredagować posłanie wyrażające solidarność z tymi wszystkimi, którzy walczą o wolność, prawa człowieka i ruch związkowy w tych krajach. Śliwa wniosek złapał, dorwał się do mikrofonu i projekt ogłosił. I stała się rzecz niezwykła. Zjazd oszalał. Owacje, owacje, owacje... Krzyki, żeby natychmiast głosować. Ktoś nieśmiało przypomina o trybie składania wniosków, że projekt powinien iść jeszcze do komisji. Gdzie tam! — Głosować! — żąda Zjazd.
Gdańsk, 8 września
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991.
Była to najlepsza uchwała Zjazdu. Wniosek wyszedł z Wrocławia, chyba zgłosił go Władysław Frasyniuk. Burzyło to trochę przewidziany porządek obrad, ale właśnie zbierała się sesja Sejmu, gdzie miała stawać ustawa o przedsiębiorstwie i samorządzie — fundamentalna dla reformy. Wszyscy więc zrozumieli konieczność wypowiedzenia się „Solidarności” na ten temat już w pierwszej turze Zjazdu. W uchwale najważniejsze było zagadnienie, kto w przedsiębiorstwie mianuje dyrektora. Jeżeli mianują go władze centralne, to reformy już nie ma, bo dyrektor słucha tego, kto mu władzę daje. Jeśli dostaje ją od samorządu, to jest człowiekiem samorządu, pilnuje reformy, która daje zakładowi samodzielność i walczy z centralą. Było to jasne dla wszystkich.
8 września
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Szalenie ważna decyzja to dzisiejsza uchwała w sprawie obrony samorządu pracowniczego. Świadczy ona o tym, że Związek aprobuje dotychczasową linię – walki o reformę gospodarki państwa. [...] Uchwała pozwala powstrzymać zagrożenie strajkiem. Odwołuje się w tej sprawie do czynnika najbardziej miarodajnego – do społeczeństwa. [...]
[...] Mówimy konkretnie: jeżeli władze nie pozwolą społeczeństwu wypowiedzieć się na temat samorządu, zrobi to Związek. Jeżeli to nastąpi, wtedy Związek zdecyduje się wziąć na siebie całą odpowiedzialność za sprawę. I to cały Związek, nie jego władze.
Stąd chciałem podkreślić trzeci walor tej decyzji – w moich oczach niezwykle doniosły – taki oto, że Związek odwołuje się dziś do formy demokracji bezpośredniej, do referendum. [...] Odwołanie się do tej formy demokracji stanowi doniosły precedens. Jest przede wszystkim ogłoszeniem mobilizacji do walki. [Jest to] [...] tak poważne wezwanie, od którego nie ma już odwrotu, że być może pozwoli nam ono uniknąć konfrontacji.
9 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Uważam, że dla bezpieczeństwa narodowego musimy robić to, co robić możemy. Nie powinniśmy natomiast robić tego, co w sposób istotny może zmusić ZSRR do interwencji. Sytuacja, w której interwencja jest nieuchronna, to wojna domowa w Polsce. Wtedy wjeżdżają czołgi. I jakkolwiek by było, świat mówi: szkoda, że wjechali, ale nie było innego wyjścia.
Natomiast drugi wariant tej interwencji miałby miejsce wtedy, gdybyśmy w sposób jednoznaczny i zdecydowany chcieli zerwać pakty wojskowe, a więc i gwarancje militarne panowania radzieckiego w Polsce.
Ten pierwszy wariant nie zależy od nas, ale tego drugiego możemy uniknąć. Uważam bowiem, że nie my powinniśmy być stroną, która narzuca konfrontację – my powinniśmy być stroną, która konsekwentnie realizuje pewien powszechnie zrozumiały program społeczny. Uczynić ten program powszechnie zrozumiałym – to zadanie dla nas.
16 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Moim zdaniem, tym „co dalej” powinien być Komitet Ocalenia Narodowego, w skład którego weszliby ludzie delegowani przez „Solidarność”, przez Kościół i przez kierownictwo partyjnorządowe. Komitet ten powołany byłby po ewentualnej konfrontacji lub zamiast niej – w zwarciu – do określonego programu i program ten „Solidarność” musi wypracować już wcześniej. Zawiązując się, Komitet ten zawiesza działanie wszystkich innych władz oraz całego rządu i sam te [...] funkcje pełni. Zarazem ogłasza demokratyczne wybory, do których będziemy się przygotowywać.
Może to być robione tylko w sytuacji, w której Związek jest siłą i ma coś do zaproponowania.
16 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
W imieniu Regionu Ziemia Radomska jeden z delegatów zgłasza projekt uchwały o uznaniu działalności KOR-u jako pierwszego ogniwa robotniczej i obywatelskiej solidarności. Jest sprzeciw. Rozpoczyna się walka nerwów. Andrzej Gwiazda: „W 1976 roku partia w Radomiu i Ursusie napluła w twarz nie tylko robotnikom, ale nam wszystkim. Znalazło się w Polsce 22 ludzi, którzy zmyli z nas tę hańbę”.
Jednak robotnicy z delegacji lubelskiej boją się poprzeć uchwałę. Załogi przykazały im trzymać się od KOR-u z daleka. Zjazd się dzieli. Wiceprzewodniczący „Mazowsza” Paweł Niezgodzki proponuje, żeby raczej podkreślić zasługę Kościoła. Strzał jest celny. Górą katolicy.
Tak każdą świętość, ideę można uczynić przedmiotem rozgrywki.
Jan Józef Lipski, pisarz, członek-założyciel KOR-u podchodzi do mównicy, pragnie powiedzieć, że ta uchwała nie jest im wcale potrzebna, nie narażali się dla uznania ani dla sławy. I pada, karetka odwozi go do szpitala. Stamtąd pisze list pełen goryczy. Aktorka Halina Mikołajska chce oddać mandat delegata. Jacek Kuroń płacze.
Gdańsk, 28 września
Bartosz Kaliski, „Antysocjalistyczne zbiorowisko”? I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność, Warszawa 2003, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
W bardzo napiętej atmosferze, bo przekroczyliśmy już wszystkie ustalone z organizatorami terminy, Zjazd przyjmował program. W zasadzie tylko jeden punkt budził wątpliwości — fragment o miejscu Polski w Europie — w każdym razie cały program przyjęto. Kto wie, być może na szybką decyzję delegatów wpłynął fakt, że w hali „Olivii” włączono zamrażarki, bo nazajutrz miał się tam odbyć jakiś mecz hokejowy i groziło nam odmrożenie nóg.
Gdańsk, 7 października
Jacek Kuroń, Gwiezdny czas. „Wiary i winy” ciąg dalszy, Londyn 1991, [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Jacek Kuroń:
Mam wrażenie, że my, do licha ciężkiego, opracowujemy jakąkolwiek ustawę, a nie projekt działania Związku. Tak się kłócimy nad każdym sformułowaniem, jakby to miało moc obowiązującą ustawy! Przecież to nie jest ustawa, tylko to jest program, to są nasze tezy wyjściowe do działania. A my o takie drobiazgi się kłócimy, jakby to miało moc obowiązującą od dnia jutrzejszego. [...]
Wacław Sikora (przewodniczący ZR Małopolska):
Proszę państwa, tym sposobem, to my zdaje się zaczniemy od początku porządek obrad Zjazdu. Ja bym prosił wszystkich wnioskodawców, tak jak ktoś tutaj powiedział „nawiedzonych” [...], żeby tych szalonych wniosków wreszcie już nie składali, bo za chwilę padnie wniosek, żebyśmy na kolanach z tej sali wyszli.
Gdańsk, 7 października
Stenogram obrad II tury I KZD (maszynopis w zbiorach Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA), [cyt. za:] Karnawał z wyrokiem, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2005.
Jestem jednym z pierwszych, którzy się zorientowali, co założyliśmy. To moje pierwszeństwo w tej sprawie jest takiej podejrzanej, powiedzmy, próby – my to najpierw założyliśmy [KOR] na zasadzie dawania świadectwa. Spodziewaliśmy się raczej, że nas zamkną. Mówili nam, że jeśli siedzi 10 tysięcy ludzi, a wy założycie Komitet Obrony Robotników w piętnaście osób, to będzie was siedzieć 10 tysięcy i piętnaście.
I raczej sądziłem, że ci, co tak mówią, mają rację. Sądziłem, że o to chodzi. Skoro w Grudniu zabrakło świadectwa intelektualistów, to teraz będzie świadectwo najwyższej próby – pójdziemy do więzienia. Oni będą siedzieć i my. Jeśli w jakimś kraju siedzą w więzieniu uczciwi ludzie, to miejsce uczciwych ludzi jest w więzieniu. Tak to się zaczynało. Jeszcze nie do końca to sobie powiedzieliśmy, a okazało się, że działamy – i to działamy skutecznie.
Tak, prawdę mówiąc, dwóch ludzi to sobie uświadomiło równocześnie i niezależnie od siebie – ja i Antek Macierewicz – że to jest zupełnie nowy sposób wyjścia z totalitaryzmu. Ja napisałem to szybciej – powstały Myślioprogramiedziałania. Napisałem – on nie napisał. Ale zawsze pamiętam, że to on wymyślił, że nasza organizacja ma się nazywać Komitet Obrony Robotników. Zwykle mnie się to przypisuje. Trochę się tego wstydzę.
Największym osiągnięciem jest idea samoorganizacji, którą Komitet Obrony Robotników zrodził samym swoim powstaniem. Komitet Samoobrony Społecznej powołaliśmy już po pobudzeniu samoorganizacji. Zrozumieliśmy wszyscy, że to jest pomysł: ludzie sami się organizują. Jest to rewolucja – najbardziej pokojowa, jaką sobie można wyobrazić – która obala system. Bo system ten to monopol państwa na organizację – i nagle obywatele to zabierają. Mogą to zabrać. I w momencie kiedy zabierają, zmienia się wszystko.
14 grudnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Znowu list z kryminału — mamy życie w wojnie. Tym razem wprawdzie jestem internowany, ale nikt nie wie, co to znaczy, więc lepiej nie dociekać. Jak zwykle, kiedy się tu dostaję, zaczynam okrutnie tęsknić za Tobą i to jest bezspornie dobra strona tej zabawy. Dzięki niej nasza miłość nie powszednieje, choć, bo ja wiem, może i bez tego byśmy umieli ocalić się od zszarzenia. Nie dali nam tego popróbować. [...] Jak dostaniesz ten list, będziesz wiedzieć, że możesz do mnie pisać. Wiesz najlepiej, że poza Tobą mnie nie ma. Wiesz, że tylko z Ciebie moje radość, siła, życie.
Strzebielinek, 15 grudnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
No ale dość uciechy, teraz muszę na Ciebie trochę poburczeć – i to wciąż na ten sam temat – skąd ten ton ciężaru trosk w twoich listach. Jak korespondencja z Oświęcimia. Piszesz, że wszystkim wam tak strasznie ciężko – czemu? [...] Co was tak drogie dziewczyny gniecie? Ja naprawdę pytam z całą powagą i nie rozumiem. W przyzwoitych warunkach, z wysoką stopą życiową, człowiek ma wreszcie czas, żeby używać szarych komórek w spokoju i zaraz dramat. [...] Próbuję zrozumieć co to jest – jakaś epidemia?
Mam parę pomysłów na podstawie samej korespondencji. Zacznijmy od tego, ze Twój list jest cały w nastroju: już, już wychodzę na wolność [...]. To oczywiste psychiczne samobójstwo. Gdybym sobie kiedykolwiek na takie pomysły pozwolił, to już parę lat temu bym się leczył w zamkniętym zakładzie. Pod żadnym, ale to żadnym pozorem nie wolno przeżywać swojego uwolnienia. Nie wolno!!! To wcale nie znaczy, że masz się nastawiać na wieczne siedzenie. Przeciwnie, jak mówią złodzieje: to tylko zamknąć cię nie musieli – wypuścić muszą. No ale właśnie skoro masz [to] jak w szwajcarskim banku, to nie zawracaj sobie tym głowy. Konkretnie myśleć musisz w kategoriach – co przeczytasz, napiszesz, zrobisz – już, pojutrze, w czwartek... ale tu, to jest żelazna zasada! Nie wolno czekać!
Białołęka, 28 kwietnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Dziś generałowie i sekretarz zdecydowali się rządzić nie tylko bez
akceptacji społeczeństwa, ale wręcz przeciwnie. Podstawą sprawowania władzy jest zdolność do rozpędzania demonstracji, pacyfikowania strajków, aresztowania, internowania, pałowania, rozstrzeliwania...
Dopóki generałowie i sekretarze będą taką zdolność posiadać, dopóty nie ustąpią ani o milimetr wobec żadnego nacisku. W tej sprawie wszystko zostało powiedziane i pokazane. Na złudzenia nie ma miejsca. Dodajmy, że wobec rewindykacji nie mogą ustąpić, bo nie mają żadnych rezerw. Nie mogą nie obniżać płac, nie zwalniać pracowników, nie zmniejszać racji żywnościowych. [...] Bez rzeczywistej ugody społecznej nie można powstrzymać postępującej agonii życia gospodarczego. [...]
Organizując „Solidarność”, wzięliśmy na siebie – my, jej działacze – ogromną odpowiedzialność. Nie uciekniemy przed nią dziś, uchylając się od szukania rozwiązań zasadniczych. Dla uniknięcia katastrofy, którą sprowadził na Polskę stan wojenny, skłonny jestem głosić konieczność nawet najdalej idących ustępstw ze strony społeczeństwa. Granicą tych ustępstw jest spełnienie niezbędnego warunku kompromisu społecznego – stworzenie sytuacji, w której władze będą się porozumiewać ze społeczeństwem, a nie same ze sobą (w różnych nazwach i osobach).
Słowem – warunkiem niezbędnym kompromisu jest społeczeństwo zorganizowane niezależnie od władz państwowych. Nie można budować programu na nadziei, że generałowie i sekretarze dobrowolnie zgodzą się na kompromis. Trzeba przyjąć, że przemoc ustępuje tylko wobec przemocy – i zapowiedzieć wyraźnie, że ruch nie cofnie się przed użyciem siły.
12 maja
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Bo kiedy Ciebie boli, bo kiedy cierpisz, to ja chromolę ojczyznę, wszystkie idee. Nie chcę, nie chcę, nie chcę... A przecież Ciebie boli zawsze, jak mnie nie ma. No prawda? Chcę tego straszliwie i boję się tego. [...] No i co ja mam zrobić do cholery? Podpisałbym współpracę z UB, ale wtedy Tobie bym zrobił krzywdę. Może byś mnie nawet wyrzuciła.
Dziewczyny wolą ułanów niż księgowych... i co ja, mały piesek, na to poradzę. Nie urodziłem się na Don Kichota, nie ma już wiatraków, a ja [...] próbuję walczyć ze smarkaczami...
Białołęka, 7–8 lipca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Dzień dobry Ci moja przenajświętsza Dziewczynko. Mój Boże słodki. [...] W tym liście szóstym to coś córeczko najdroższa pokręciłaś. Bo piszesz naprzód, że zdrowiejesz powoli, ale systematycznie. Następnie, że tego Twojego zdrowienia nie uwzględnia prześwietlenie, które „ani drgnie”. A następnie, że na podstawie prześwietlenia różni koledzy Marka obawiali się, że umrzesz (mówił Ci to Marek). W pierwszej chwili myślałem, że mnie sparaliżuje ze strachu. Uprzytomniłem sobie jednak, że gdyby tak to było, jak Ci się napisało, Marek powiedziałby Ci, że na podstawie Twego „obrazka” sądząc – umrzesz. A tego on powiedzieć nie mógł. Ergo coś Kochanie moje w tym liście pokręciłaś – dzięki Bogu. Tylko Słoneczko moje najcudowniejsze nie zmartw się tym, że mnie przestraszyłaś. Jak widzisz tamto już sobie wytłumaczyłem, a fakt, że Marek opowiada Ci o tym, co było, nim „niebezpieczeństwo minęło”, już mnie ucieszył na długie zimowe wieczory.
[...] Ale przede wszystkim to Ciebie kocham. Tego nie sposób opisać ani nawet nazwać, to jest ze mną w każdym momencie, w każdym oddechu i wtedy, kiedy robi się mroczno, bo bywa mroczno, i wtedy, a nawet przede wszystkim wtedy, kiedy słonecznie. Bo dzięki Tobie słońce tu świeci także w pochmurne dni.
Warszawa, więzienie przy ulicy Rakowieckiej, 21 listopada
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Miała w ustach aparat tlenowy. Taka piękna. Taka mądra. Coś mówiliśmy, ale to nie miało tego znaczenia, które miało. Pamiętam każde słowo, ale pamiętam też, co mówiłem do siebie w środku. Wszystko przestało mieć znaczenie. Czułem się oszukany. Przecież wszystko, co robiłem w życiu, robiłem dla niej. Więzienia, „Solidarność” — też dla niej. Komu mam to teraz dać. I po co mi to. Niepotrzebne wszystko. [...]
Pożegnaliśmy się i na noc zawieźli mnie do jakiegoś łódzkiego więzienia. [...]
Rano [...] długo czekałem, aż wreszcie zawołali mnie na górę. Siedzieli tam moi borowcy, parzyli herbatę, a kiedy jeden z nich postawił szklankę i dla mnie, to zrozumiałem.
— Ona umarła?
— Tak, umarła.
Stałem tam przed nimi i płakałem. A potem zwolnili mnie — dali przepustkę na dwa tygodnie.
Łódź, 23 listopada
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Od 13 grudnia 1981 społeczeństwo polskie jest szantażowane wybuchem wojny. Polacy pozostają samotni wobec odpowiedzialności za los narodu i pokój świata. Okazując nadzwyczajną cierpliwość wobec dyktatury, utrzymują dziś pokój na świecie.
Światowe ruchy przeciwników wojny sprzeniewierzają się sobie, jeśli dziś pozostawiają Polaków swojemu losowi. Nie można utrzymać pokoju, nie likwidując sytuacji, w której wojska Układu Warszawskiego pozostają w stałej gotowości do wojny ze swoim społeczeństwem. Dlatego konieczna jest demilitaryzacja Europy Środkowej, w tym RFN, NRD i Polski.
Zwracam się do wszystkich ludzi na świecie, którym bliska jest sprawa ocalenia pokoju. Walka o pokój nie może toczyć się pod bazami NATO, gdzie instaluje się cruisy i pershingi.
Światowe ruchy pacyfistyczne mają moralny obowiązek wsparcia rodzących się w krajach Europy Wschodniej ruchów antywojennych i prowadzonej od 13 grudnia 1981 pokojowej walki społeczeństwa polskiego z wojskową dyktaturą.
7 czerwca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
[Ksiądz Popiełuszko] w intencji uwolnionych odprawił uroczystą mszę świętą w kościele św. Stanisława Kostki. Przez wielki, zbity tłum szczęśliwy ksiądz Jerzy prowadził Jacka Kuronia i mnie. Po mszy wziął nas na plebanię. Staliśmy w oknie i mieliśmy poczucie, że ten tłum to jest kawałek wolnej Polski.
Warszawa, 21 sierpnia
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Po Sierpniu mieliśmy w Polsce rewolucję, która się samoograniczała ze względu na groźbę sowieckich czołgów, teraz mamy do czynienia z kontrrewolucją, która się samoogranicza ze względu na strach przed społeczeństwem. Oznacza to, że władza nie ucieka się do skrajnych środków, nie decyduje się na terror. Przeciwnie – chciałaby społeczeństwo skokietować, a nawet się z nim porozumieć, ale tylko na postawionych przez siebie warunkach. Ma więc do rozwiązania kwadraturę koła; tak jak my w czasach „Solidarności” chcieliśmy wpisać pluralizm w totalitarny system, tak oni dzisiaj chcą zamknąć w totalitarne ramy świadome społeczeństwo.
Władza blokuje wszelkie możliwości istotnych zmian, nie może natomiast – dopóki nie ucieknie się do terroru – zahamować społecznego działania. Inaczej mówiąc, działać można, ale zmienić sytuacji nie moż na. Jedyne, co można zrobić, to trwać.
18 października
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
[Moim zdaniem] stała za tym [morderstwem ks. Jerzego Popiełuszki] jakaś grupa polityczna, której podlega aparat policyjny, by zyskać bezpośredni wpływ na Jaruzelskiego i decydować o polityce personalnej, o rządzeniu, o przywilejach, o władzy i o tym wszystkim, o co toczy się tam zawsze walka. To jest koncepcja najbardziej przekonywająca i wydaje mi się, że nie sposób przyjąć innej.
[...] Generał Jaruzelski rozpoczął walkę ze swoim aparatem. Żeby mógł ją skończyć i umocnić się, musi mieć spokój społeczny. Jeśli damy mu ten spokój, nie żądając nic w zamian, to oczywiście nie będzie musiał nam nic dać. Dlatego trzeba naciskać na władzę, ale w taki sposób, aby nie stało się dla niej konieczne zastosowanie terroru.
Formą nacisku było wszystko, co się działo do tej pory: masowy udział w mszach, nocne czuwania, olbrzymia mobilizacja społeczna, sam pogrzeb, na którym kilkaset tysięcy ludzi demonstrowało swoją solidarność z ks. Jerzym i „Solidarnością”. W tym nastroju powagi, skupienia, modlitwy była jednocześnie wyraźna demonstracja woli społeczeństwa.
Dla wszystkich stał się jasny związek między śmiercią ks. Jerzego a praworządnością w Polsce. Związek między praworządnością a wpływem społeczeństwa na władzę. Ruch Komitetów Obywatelskich przeciw przemocy, organizowanie się społeczeństwa do nadzoru nad władzą, jest teraz ważnym środkiem nacisku, doniosłym i potrzebnym.
22 listopada
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
13 lutego [1985] funkcjonariusze SB uprowadzili z prywatnego mieszkania w Gdańsku siedmiu naszych kolegów, działaczy NSZZ „S”. Dwa dni później prokurator wydał nakaz tymczasowego aresztowania dla trzech z nich: Władysława Frasyniuka z Wrocławia, Bogdana Lisa z Gdańska i Adama Michnika z Warszawy. Fakt ten wskazuje na to, że zapoczątkowane 13 grudnia 1981 wprowadzanie gwałtu, przemocy, naruszania praw człowieka rząd PRL ma zamiar kontynuować. Akty amnestii mogą się okazać tylko działaniami chwilowymi, podjętymi dla wprowadzenia w błąd opinii publicznej Polski i świata.
Po wszczęciu nieprzytomnej kampanii przeciwko Kościołowi, teraz znowu zaczyna się polityczne aresztowania. W więzieniach nadal przebywa kilkudziesięciu naszych kolegów, działaczy „S”. Jesteśmy głęboko przekonani, że na akty bezprawia odziane w szaty prawa trzeba odpowiedzieć z całą siłą, żeby było jasne, że Polacy nie przyjmą biernie tego nawrotu nienawiści, represji, łamania praw ludzkich.
21 lutego
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Przy Stołecznej trafiliśmy na dużą zaporę — ZOMO, armatki wodne. Wzywali nas do rozejścia się. Minęliśmy ich. Przy placu Grunwaldzkim następne oddziały milicji tak skutecznie zablokowały nas ze wszystkich stron, że nawet gdybyśmy chcieli, nie było jak się rozejść. Odcięli nam wyjścia na wszystkie ulice, za nami też się zamknęło i stop. Stoimy, a milicyjne głośniki ryczą, że jak natychmiast się nie rozejdziemy, to użyją środków. Przepchałem się na czoło pochodu. [...]
Dowodził pułkownik. Przedstawiłem się i wytłumaczyłem mu, że nie jesteśmy w stanie podporządkować się wezwaniu do rozejścia, bo mamy z przodu milicję, z tyłu milicję, a po bokach bloki. W końcu coś razem wymyśliliśmy i oni pożyczyli mi głośnik, żebym mógł to ludziom powiedzieć. Cel demonstracji został osiągnięty, nie było powodu dawać im jeszcze tej satysfakcji, że nas stłuką za frajer. Ludzie powoli znikali z ulicy, kiedy stanął przy mnie starszy sierżant: „Pan idzie ze mną, dowódca coś jeszcze panu powie”. Domyślałem się, co ma do powiedzenia, ale nie chciałem przecież awantury, więc spokojnie, na luzie, poszedłem dać się zamknąć.
Warszawa, 1 maja
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Czy całe nasze sierpniowe zwycięstwo rozleciało się w drzazgi? Myślę, że nie. Nawet przeciwnie – to, cośmy w Sierpniu wygrali i przez „Solidarność” przenieśli, jest trwalsze niż sama „Solidarność”. Zdarzyło się w życiu narodu coś wielkiego i ważnego, czego nie potrafię z niczym w historii Polski porównać. W naszej pamięci historycznej nawarstwiały się same klęski, a tym razem przeżyliśmy i przeżywamy wielkie zwycięstwo. Nigdy w naszej historii społeczeństwo poza państwem nie było tak zorganizowane. Mamy zorganizowane społeczeństwo w komunistycznym totalitaryzmie, co się nigdzie poza Polską nie zdarzyło.
To, że jesteśmy zorganizowani, oznacza, że umasowiły się elity. Nie jest to już górne 10 tysięcy. Przestali to być ludzie, których zawodem jest uprawianie pamięci narodowej, wywodzący się tylko z elity intelektualnej kraju. Są to robotnicy, rolnicy, taksówkarze – 25 procent społeczeństwa. Olbrzymia masa ludzi, którzy czytają książki z nielegalnego obiegu, starają się zrozumieć, dokąd idziemy i po co, są autentycznymi przywódcami opinii. I to jest taki kapitał, jakiego ten kraj nigdy nie miał, i myślę, że nie ma żaden kraj na świecie. To jest więcej warte niż „Solidarność”, która miała lokale, teleksy...
Wiem, że mogą przyjechać czołgi i zrównać nas z ziemią. Ale naszego zwycięstwa nie da się cofnąć, póki będzie istniał naród, z którego tak wielu należy do elity, ryzykuje więzienie, wyrzucenie z pracy – i walczy.
8 sierpnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
[Kuroń] ponownie podtrzymał koncepcję stworzenia społecznego ruchu odbudowy gospodarki, bowiem — jego zdaniem reforma gospodarcza uległa załamaniu.
Warunkiem stworzenia takiego ruchu jest „zrobienie przez władze pierwszego kroku w kierunku społeczeństwa”. Ten krok — zdaniem Kuronia — mógłby się wyrażać w akceptacji rozwoju swobodnego ruchu samorządowego lub zgody na reaktywowanie związku zawodowego „Solidarność” według nowej ustawy o związkach zawodowych. Jako formę realizacji „pierwszego kroku” widzi możliwość nieoficjalnego przeprowadzenia rozmów z określoną grupą osób, która z kolei przeprowadziłaby konsultacje zarówno z TKK, jak i b[yłymi] czołowymi działaczami w poszczególnych Regionach. Znalezienie w toku tych rozmów modus vivendi przyczyniłoby się — zdaniem Kuronia — do przezwyciężenia istniejącej sytuacji patowej. [...] W przypadku znalezienia formuły porozumienia TKK — zdaniem Kuronia — winna zobowiązać się do wydania polecenia rozwiązania wszystkich struktur konspiracyjnych i swojego przedstawicielstwa na Zachodzie.
Warszawa, 14 września
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Na czym polega siła strajku? Ona miała wtedy dziką wagę, bo wobec znanego publicznie strajku w zakładzie już nie można było powiedzieć: warchoły, elementy... Robotnicza władza! Emanacja klasy robotniczej, kurwa! A tu strajkują robotnicy. No, bo kto strajkuje w zakładzie?
Krasnoludki? Jak strajkowało Wybrzeże, to oni wyjechali z tekstem, że tu i ówdzie do władzy dorwały się elementy opozycyjne – to znaczy KOR – i próbowali odbyć rozmowę tylko o płacach, na boku, poza stocznią. Gdyby im się udało, to złamaliby stocznię, załatwiliby KOR, Wałęsę, Gwiazdę, wszystkich... Posunięcie było zręczne! Ale ponieważ nie przyniosło skutku przez dzień, dwa, trzy, pięć – to oni się musieli złamać...
22 kwietnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Samorząd to wypracowana przez tysiąclecia w Europie praktyka demokratycznego organizowania się społeczności lokalnych i korporacji. Posiada ona wiele przewag nad organizowaniem wielkiego społeczeństwa przez władze państwowe, nawet najbardziej demokratycznie wybrane.
[...]
Spółdzielnie, stowarzyszenia, kluby są [...] nie tylko po to, aby ułatwić zaopatrzenie, zbudować mieszkanie, obronić zabytki, opiekować się dziećmi, ale także po to, aby samorządzić, czyli suwerennie tworzyć własne życie. [...]
Stąd właśnie – Samorządna Rzeczpospolita. Oczywiście, jak już sobie wywalczymy niepodległość, o samorządzie – w tym ostatnim znaczeniu tego słowa [jako formie walki społeczeństwa z totalitarną dyktaturą] – przestaniemy mówić. Jeśli więc ktoś występuje dziś przeciw samorządom w imię niepodległości, to nie wyrządzałby wielkiego zła społeczeństwu i samej sprawie niepodległości tylko wówczas, gdyby potrafił zagwarantować, że osiągniemy niepodległość w czasie nie dłuższym niż dwa–trzy lata.
28 kwietnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
W sprawie wystawiania pikiet we Wrocławiu ostrzeżono Jacka Kuronia, że akcja ta może być wynikiem jego dwukrotnego pobytu we Wrocławiu, jak również jego koncepcji walki z ustrojem socjalistycznym. [...]
Uzmysłowiono mu, że akcja pikietowania nie może przyczynić się do uwolnienia Władysława Frasyniuka i innych więźniów politycznych. Przy każdej okazji przedstawiciele najwyższych władz składają deklarację, że w sytuacji spokoju społecznego uwolnią więźniów politycznych. Akcja pikietowania świadczy o tym, że nie ma spokoju społecznego, a tym samym nie można uwolnić wszystkich skazanych za przestępstwa przeciwko porządkowi publicznemu i ustrojowi.
Warszawa, 17 lipca
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Wszyscy mówimy o jawności – niewątpliwie jest to kluczowa sprawa. I tu problem, który najostrzej postawił Bogdan Borusewicz. Możliwe są jawne działania, w których „Solidarność” akcentuje swoją obecność, ale zasadniczy front stanowią naciski na władze, a te najłatwiej zrobić bez szyldu „S”. I oczywiście grozi to naszej tożsamości.
Według mnie istnieją jednak dwa sposoby zaznaczania tożsamości „S”. Jeden to ograniczyć się do działalności niejawnej, ale wtedy zwiędniemy, umrzemy. A drugi to inspirować, wspierać działania w sferze oficjalnej i tak zaznaczać swoją obecność.
Następny kluczowy problem z tożsamością: czy w naszych postulatach mamy eksponować przywrócenie legalnej „S”, czy pluralizmu związkowego. Postulaty powinny być realistyczne. Żądanie legalizacji tego wymogu nie spełnia. Natomiast od pluralizmu do reaktywowania „S” droga jest względnie krótka.
16 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Bal to stara opozycyjna tradycja. Robiło się go, żeby zgromadzić w jednym miejscu w koniecznym składzie grupę podobnie myślących i podyskutować. Ktoś dawał mieszkanie, goście przynosili alkohol, pasty, sałatki, ochotnicy sprzątali. Tym razem to był wielki bal, w końcu okrągłe dziesięć lat.
Nie było już z nami Ludwika Cohna, nie było prof. Adama Szczypiorskiego, Wacława Zawadzkiego „Puchatka”, dr. Józefa Rybickiego, ostatniego dowódcy WiN-u. Mówiłem o nich, gdy nadszedł czas na toast. Mówiłem też o Lilce Wosiek, o Halinie Mikołajskiej, które nie przyszły, bo źle się czuły. [...] Skończyłem toast i myślałem o Gajce, o której nic nie powiedziałem, bo jeszcze nie umiałem. I wtedy zaczął o niej mówić Antek Macierewicz. Długo i serdecznie. [...]
Przyszli na tę rocznicę ostatni Starsi Państwo z KOR-u. Aniela Steinsbergowa, już ponad 90-letnia dama, chora, po amputacji nogi. Zosia i Zbyszek Romaszewscy przywieźli ks. Jana Zieję.
[...] Ksiądz Jan krążący między nami. Wysoki i chudy, siwy, jakby nieobecny, choć uważnie wsłuchany w każdego rozmówcę. [...]
Po długim niewidzeniu spotkaliśmy się prawie wszyscy. Joanna i Andrzej Gwiazdowie, Ania Walentynowicz — już wtedy mocno skonfliktowani z Lechem i resztą naszego środowiska. Zosia i Zbyszek Romaszewscy, tak bliscy mi w praktyce konkretnego działania. Piotr Naimski, Antek Macierewicz, Ula Doroszewska — już zwróceni w stronę Kościoła [...].
Byli też z nami ludzie spoza KOR-u, bliscy, bo połączyły nas lata współpracy. Bronek Geremek, Tadeusz Mazowiecki. Miał być i Lech Wałęsa, ale coś go zatrzymało u św. Stanisława, a osoby z nim związane przyszły i powiedziały, że nie bardzo chce się tu zjawić, bo to za mocno podkreślałoby jego powiązania z KOR-em.
Warszawa, 19 września
Stan wojenny. Ostatni atak systemu, wybór i oprac. Agnieszka Dębska, Warszawa 2006.
Słowo „kryzys” jest zbyt słabe dla oddania naszej sytuacji gospodarczej, sytuacji kraju. Wszystko jest zrujnowane, wszystko naraz trzeba odbudowywać i to w warunkach niesłychanie źle funkcjonującej gospodarki. Ludzie są przemęczeni pracą, walką o byt, zniechęceni bezskutecznością swoich wysiłków. Ruch musi tracić siły, gdy traci je społeczeństwo. Dziwne jest tylko to, że władza triumfuje, ogłaszając upadek „Solidarności” – to przecież jeden z zewnętrznych objawów osłabienia życia społecznego kraju. I mało pocieszający jest fakt, że w tym słabnącym tętnie życia kraju najmocniej jeszcze bije tętno „Solidarności”.
W takich warunkach nasza realna propozycja musi zmierzać do odbudowy kraju, bo bez tego nie może być mowy o poprawie warunków życia. Jeśli nie będziemy o to zabiegać albo będziemy zabiegać demagogicznie, żądając od władzy, aby podniosła płace i nie wprowadzała podwyżek – utracimy wszelką wiarygodność.
Jestem przekonany, że Polaków stać na większy wysiłek i wyrzeczenia, pod warunkiem, że będą mieli przeświadczenie, iż odbudowują swój kraj dla siebie. Oznacza to dla nas w tej chwili przede wszystkim autentyczne istnienie „Solidarności” w życiu społecznym, bo ona może dać przynajmniej minimalne gwarancje.
[...]
Powołując Tymczasową Radę NSZZ „Solidarność”, zrobiliśmy krok niesłychanie radykalny. Sztuka polega na tym, aby głosić program niezależny, ale pozytywny. Dajmy teraz szansę władzy w taki sposób, aby na tym jak najwięcej zyskała niezależność społeczeństwa.
1 października
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Dla zwolenników działania metodą faktów dokonanych – osobiście podzielam ten punkt widzenia – sytuacja [po powołaniu Rady Konsultacyjnej 6 grudnia 1986] zmieniła się zasadniczo. Oparta na zmianie ustaw polityka unikania sądowej represji karnej stwarza możliwość działania na znacznie szerszą skalę niż przed 11 września [uwolnieniem więźniów], zwłaszcza działania jawnego. Dość powszechne i uzasadnione obawy, że osłabienie represji jest krótkotrwałe, w żadnym razie nie mogą być traktowane jako argument przeciwko jawnej działalności.
Uwolnienie więźniów politycznych, które z punktu widzenia zwolenników dialogu jest tylko jednym z warunków umożliwiających działanie (czyli właśnie dialog z władzą), dla nas jest warunkiem wystarczającym. Uważamy, że wszelkie ustępstwa trzeba dopiero wymusić.
[...] Po 11 września wołanie o program stało się naprawdę dramatyczne. Do tego czasu niemało dynamiki ruchowi dodawała walka o uwolnienie więźniów, zaś konspirację ożywiała legenda, która oczywiście zbladła w momencie, gdy grozi nie parę lat więzienia, lecz 50 tysięcy złotych grzywny.
[...] Możliwość działania, jaka się otworzyła dzięki ograniczeniu represji, stanowi wyzwanie i tak jest powszechnie odczuwana. [...]
Wrażliwość na nacisk społeczny można sprawdzić tylko w jeden sposób: podejmując działanie. Nie możemy czekać, aż władze zaproponują dogodne warunki, bo same nie zaproponują nam ich nigdy.
10 grudnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Konflikt, chociaż wysuwa na czoło żądania płacowe, nie o płacowe sprawy się toczy. Te postulaty są zastępcze, bo dla wszystkich jest już absolutnie jasne, że podwyżki płac niczego nie rozwiążą. W gruncie rzeczy chodzi też nie o przywrócenie „Solidarności”, bo jest oczywiste, że ona musi być przywrócona. Ale to będzie dopiero pierwszy krok do rozwiązania problemu.
Ten kryzys jest bowiem kryzysem zaufania do władzy. Reformę może przeprowadzić tylko rząd obdarzony wyjątkowym zaufaniem, takim, które pozwoli mu wezwać do wyrzeczeń. O taki rząd i o taki system teraz walczą Polacy, choć postulaty jeszcze nie są w ten sposób formułowane.
Jaki to może być rząd? W moim odczuciu tylko koalicyjny, to znaczy taki, który uzyskałby z jednej strony poparcie „S” i innych ugrupowań społecznych (w tym celu władza musiałaby je uznać), z drugiej – Episkopatu; i wreszcie – ekipy rządzącej. Muszą to być klasyczni ludzie środka, skoro mają się na nich zgodzić wszystkie trzy strony. Rząd koalicyjny jest w gruncie rzeczy daleko idącym kompromisem, ustępstwem ze strony społeczeństwa: nie tylko oni muszą nas uznać, ale my musimy uznać ich, ich interesy, zobaczyć miejsce przeciwnika nie w więzieniu, ale w parlamencie.
4 maja
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Znaczenie, jakie przypisuję ofercie rozmów Okrągłego Stołu, nie pozwala mi traktować jej jako taktycznego manewru. Złożenie tej oferty przez kierownictwo partyjnopaństwowe oznaczało faktyczne uznanie „Solidarności” i opozycji oraz prawa niezależnie zorganizowanego społeczeństwa do współdecydowania o najważniejszych sprawach kraju. Był to krok niezwykle śmiały i na tyle znaczący, że nie można go odwołać. [...]
Propozycja Okrągłego Stołu wykazała, że jacyś reformatorzy w KC PZPR istnieją. Budzi to umiarkowaną nadzieję.
23 listopada
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Adam Michnik:
To jest taki moment, w którym można przyjąć założenie, że w Rosji są rozdawane karty na najbliższe pięćdziesiąt lat. I od tego, jakie dziś zajmie stanowisko opozycja polska, zależeć może zarówno przyszły kształt stosunków polsko-rosyjskich, polsko-radzieckich, polsko-ukraińskich, litewskich, a także i kształt Polski, jako że nie jesteśmy samotną wyspą, [...] Musimy pamiętać wciąż o tym, że jeśli nawet nie umiemy sobie wyobrazić takiej drogi od dyktatury do demokracji w Europie Wschodniej, jak to miało miejsce w Hiszpanii czy w Grecji, to nie zwalnia nas to z obowiązku pamiętania, że zasadniczą cechą stalinowskiego komunizmu jest rozkład więzi społecznych, rozkład kultury prawnej i wtedy bunt takiej społeczności jest buntem niewolników, buntem ludzi, którzy najlepiej potrafią budować szubienice. I teraz, myśląc o przyszłości, trzeba myśleć w kategoriach kompromisu. I trzeba myśleć w kategoriach Polski dla wszystkich. Polski, w której będzie także miejsce dla znacznej części obecnego aparatu władzy i administracji.
Jacek Kuroń:
Szanse obalenia tej władzy wciąż jeszcze, wciąż jeszcze są też bardzo małe lub żadne — na razie [...], ale natomiast z tą władzą można się porozumieć, także na takim oto gruncie, że ona ustępuje wobec nacisku społecznego, wobec różnego rodzaju konieczności i różnych układów ich wewnętrznej gry. I z taką sytuacją najprawdopodobniej będziemy mieli do czynienia.
Władysław Frasyniuk:
Mnie się ten pomysł nie podoba i mam takie wrażenie, że tutaj powstaje nowa organizacja, na czele tej organizacji ma stanąć nowy, a stary, przewodniczący Lech Wałęsa i nie bardzo wiem, jak to ma się do „Solidarności”. [...] mam takie wrażenie, że oto powstaje nowa organizacja, która nie wiadomo jak ma się odnieść do wszystkich tych, które już funkcjonują, w tym również do „Solidarności”. [...] Komisja Krajowa tego problemu nie dyskutowała. Wielu z nas jest tu po prostu — no powiedziałbym — zaskoczonych taką propozycją.
Warszawa, 18 grudnia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
Trwały one 11 godzin i przebiegały w niełatwej, momentami wręcz dramatycznej atmosferze. Kilkakrotnie groził im impas. Jego przełamanie było efektem negocjacyjnej elastyczności przedstawicieli strony rządowej, koncyliacyjnych wysiłków biskupa Gocłowskiego oraz realizmu i wyraźnej woli dialogu reprezentowanej przez dwóch głównych negocjatorów ze strony „Solidarności” — Tadeusza Mazowieckiego i Bronisława Geremka. [...]
Bronisław Geremek uznał też, że możliwe jest określenie stosunku „Solidarności” do ustroju socjalistycznego. Stosunek ten polega na akceptacji kluczowych wartości socjalizmu, takich jak sprawiedliwość społeczna, uspołecznienie środków produkcji. Uznał, że należy dążyć do uczynienia państwa wartością nadrzędną dla wszystkich Polaków. W tych stwierdzeniach przedstawiciele „Solidarności” widzą możliwość znalezienia wspólnej drogi dla wszystkich stron dialogu.
[...] Jeśli chodzi o kwestię spornych nazwisk — Kuronia i Michnika — to strona solidarnościowa przyjęła nasze warunki. Uznano potrzebę zadeklarowania z ich strony poszanowania prawa i porządku konstytucyjnego. Wałęsa oświadczył, że te „dzieci nomenklatury” złożą taką deklarację.
Warszawa, 31 stycznia
Andrzej Garlicki, Karuzela, czyli rzecz o okrągłym stole, Warszawa 2004.
I rzeczywiście [Kiszczak] ściskał serdecznie kolejne dłonie, a szczególnie czule witał się z Jackiem Kuroniem, co podkreślił słownie. Bodajże tylko Zbyszek Bujak przeżył prawdziwy dramat wewnętrzny. Gdy przyszła jego kolej, stanął nagle i zawahał się — pewnie jak przed swoim pierwszym skokiem spadochronowym — co robić. Nie podać ręki — idiotycznie, podać też niedobrze, no ale skoro już się przyszło... i podał, ale z trudem, jakby dźwigał na dłoni wielki ciężar. Władysław Frasyniuk, kto wie, czy nie najbardziej ścigany człowiek w PRL, nasz współczesny Janosik, miał już przemyślaną wersję zachowania — wyciągnął rękę i odwrócił głowę.
Warszawa, 6 lutego
[Tomasz Jastrun] Witold Charłamp, Dziennik zewnętrzny, „Kultura” Paryż, nr 1-2, 3, 5, 6, 10/1989.
W systemie, w którym istnieje zasadniczy rozziew między rządzącymi a społeczeństwem, wszelkie rewolucje i globalne zmiany doprowadzają do tego, że do władzy, do zarządzania państwem i gospodarką dochodzą ludzie kompletnie nieprzygotowani. Jeśli przez Okrągły Stół uda nam się ten rozziew w różnych miejscach przezwyciężyć, to zawalenie tego systemu stanie się mniej groźne, bo więcej będzie sensownych dyrektorów, naczelników, urzędników, sędziów. Im więcej uzyskamy dziś społecznego porozumienia, właśnie w tym sensie, że oto ufamy temu sędziemu, naczelnikowi, ministrowi, tym łatwiej będzie nam przejść do nowego systemu.
8 marca
Jacek Kuroń, Zamiast rewolucji, „Tygodnik Mazowsze” nr 285, 8 marca 1989.
Nasze elementarne żądanie przy Okrągłym Stole to: prawo organizowania się – tutaj sporo osiągnęliśmy. Potrzebny jest dostęp do środków masowego przekazu, czyli możliwość nie tylko organizowania się, ale i porozumiewania ze sobą, niezależnie od władzy; samorząd lokalny, aby ludzie na miejscu mogli sami załatwiać swoje sprawy; wreszcie reforma prawa – aby ten nowy układ był podporządkowany przepisom prawnym, na których straży stoi niezawisły sąd.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Władza powiada nam, że potrzebuje gwarancji, iż zorganizowane siły społeczne nie obalą ich rządów, nie zburzą systemu. I tych gwarancji nie poszukuje w zobowiązaniach i samoograniczeniach z naszej strony, tylko w systemie parlamentarnym. Żąda od nas, żebyśmy uczestniczyli w wyborach do sejmu – dużo bardziej demokratycznych niż dotychczas, ale jednak niedemokratycznych. To oczywiście ogranicza niezależne siły, ponieważ wejście do parlamentu nakłada na nie odpowiedzialność za państwo. Tę propozycję ostatnio rozbudowano o urząd prezydenta o bardzo szerokich uprawnieniach, i o senat, do którego wybory byłyby autentycznie wolne.
Jeżeli rzeczywiście powstaną możliwości uruchomienia procesów demokratyzacyjnych, ten kontrakt wydaje nam się do przyjęcia jako jednorazowy, z naszą wyraźną deklaracją, że następne wybory musiałyby być wolne. [...]
To jest połączony pakiet: sejm, senat, prezydent. W sejmie z góry zagwarantują większość rządzącej koalicji, ale to nie oznacza większości dla PZPR [...].
Władza więc zaczyna się bać jeszcze bardziej i szuka zabezpieczeń.
Tak pojawił się pomysł z prezydentem. [...] To dla nas żaba do zjedzenia – bo dotąd Jaruzelski po prostu był, a teraz my musielibyśmy się na niego zgodzić.
Żeby dać coś w zamian, władza wymyśla senat z wolnych wyborów.
I w tym momencie wali się pewien dogmat systemu komunistycznego: odbywają się wolne wybory w Polsce. Ich wynik zostaje pokazany i odtąd możemy powiedzieć: wy tu wprawdzie rządzicie, ale prawem kaduka.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Zawsze byłem wolnym człowiekiem, nie mam do nikogo złości ani żalu. Tak a nie inaczej działając, liczyłem się z konsekwencjami. Ale przestając być komunistą, opowiedziałem się przeciwko rewolucji. Stoję na stanowisku, że przewrót rodzi przewrót, że najwłaściwszy jest ewolucyjny proces przemian. I ponieważ walczyłem o demokrację, to zawsze w przyszłym ładzie widziałem swoich przeciwników nie w więziennych celach, a w ławach sejmowych. Zatem w mojej politycznej filozofii takie zdarzenie jak Okrągły Stół mieści się jak najbardziej.
19 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Toczą się, toczą obrady „Okrągłego Stołu”, rozpływający się w grzesznym gadulstwie, a tymczasem wciąż wybuchają strajki robotnicze na tle płacowym, sam Urban już przyznał, że w przeciągu miesiąca było ich blisko 200!
Myślę, że jedynym pożytkiem Okrągłego Stołu jest to, że usiedli przy nim ci, co bili, i ci, co byli bici. Jacek Kuroń mówił w „Głosie Ameryki” o swej satysfakcji, gdy podszedł do ministra spraw wewnętrznych (Bezpieki) i „pochwalił go” za to, że „pod jego rządami” miał znośniejsze warunki więzienne, niż za jego poprzedników, a spędził w więzieniach PRL dziewięć lat...
Warszawa, 15 kwietnia
Józefa Radzymińska, zbiór rękopisów BN, sygn. akc. 13710/2.
Czy mogliśmy przy Stole uzyskać więcej? Pytanie nierozstrzygalne. Trzeba było zażądać więcej i sprawdzić – odejdą od stołu czy nie. Od pół metka uznaliśmy, że oni zainwestowali tak wiele, iż zechcą doprowadzić rozmowy do końca. Wiele dostaliśmy ponad to, czego oczekiwaliśmy. Na początku myśleliśmy: łapiemy „S” i koniec (no, unurzamy się w wyborach, ale to gdzieś na boku). Instytucje, które powstały przy Stole, są prowizoryczne – próba zreformowania społeczeństwa przez dwa miesiące to prawie takie szaleństwo jak rewolucja – ale na dołki startowe wystarczy.
16 kwietnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Opozycja jest podzielona. Nie należy tego jednak zaklejać. Zaklejanie podziałów nie jest obyczajem demokratycznym. Jeśli się czegoś boję w tych wyborach, to nie konkurencji między opozycją, ale regionalizmów, które komunizm niesłychanie rozdmuchuje. Regionalny działacz będzie załatwiał mleczarnię, przedszkole, interesował się nową drogą, zamiast sprawami parlamentu i kraju.
[...]
Zdajemy sobie sprawę, że jeśli nie wygramy wyborów do senatu i nie zajmiemy znacznej części 35 procent w sejmie, będzie to klęska opozycji. Wygrana natomiast jest szansą. Jeśli teraz założymy partię, nasze możliwości byłyby ograniczone. Natomiast jeśli założy ją kilku posłów – cokolwiek władza o niej pomyśli – partia będzie legalna. I będzie początkiem politycznego organizowania się społeczeństwa.
16 kwietnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Jacek Kuroń: Trzeba powiedzieć, że niewątpliwie na zaostrzenie tych nastrojów wpłynęła akcja, ta wielka kampania zrywania plakatów, która była ze strony koalicji partyjnej błędem. I my mamy tutaj 22 województwa wymienione, gdzie stwierdzono takie zrywanie; nie wymieniana jest na przykład Warszawa, a mnie dozorcy na Żoliborzu mówią: panie Jacku, […] bardzo pana przepraszam, ja muszę, to ja zrywam pańskie plakaty, znaczy, krótko mówiąc, on otrzymał służbowe polecenie”.
Stanisław Ciosek: Ja jestem przerażony, muszę powiedzieć, tym, co nasi partnerzy uprawiają […] w całej swojej akcji wyborczej. […] Słowem, wyście przekroczyli pewną barierę przyzwoitości, jest to nieuczciwe w tej grze. I formuła „głosuj na naszych, rżnij tamtych” nie do przyjęcia. Jest to konfrontacja.
Warszawa, 19 maja
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
W tej chwili dla nas te 35 procent mandatów stanowi 100 procent szans. Nikt nigdy w żadnych wyborach, oczywiście oprócz sfałszowanych – nie uzyskał 100procentowego zwycięstwa. Myślę, że to, co osiągniemy, wystarczy, by zablokować każdą ustawę. Ale nie chcemy wejść do sejmu po to, by blokować. Nie. Po prostu będziemy się musieli – wszystkie siły – porozumiewać. I to jest właśnie to nowe.
21 maja
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Zrozumiałem od razu, nad ranem 5 czerwca, że dalej komuniści nie będą mogli rządzić. Nie można bowiem rządzić, kiedy jest jasne, że nie ma się żadnego poparcia społecznego, kiedy brak tego poparcia został tak wyraźnie zademonstrowany. Chyba że będzie znowu stan wojenny. Ale tego, po Okrągłym Stole, już się nie dało wprowadzić [...].
Tej nocy, 5 czerwca, zrozumiałem więc, że musimy wziąć rząd i zaraz sobie i innym wytłumaczyłem, że go wziąć nie możemy. [...] Byliśmy do tego zupełnie nieprzygotowani.
Warszawa, 5 czerwca
Jacek Kuroń, Moja zupa, Warszawa 1991.
Na świecie odbyło się już kilkadziesiąt rewolucji i żadna nie zmieniła go na lepsze. PRLowski świat także zrodzony został przez przewrót. Mimo to różni ludzie stawiają nam zarzut: wspieracie władze zamiast trochę poczekać i dodusić komunistów. [...]
Opowiem tu starą bajkę: przewrót zawsze zmusza do wymyślenia nowego systemu i ożywia pomysł, żeby zbudować go od nowa. A my już wiemy, że nie da się wymyśleć nowego porządku, że to, co wymyślone, będzie zawsze złe.
Rewolucja wyzwala niesłychany wybuch nadziei. Wyobraźmy to sobie u nas. Czy można by je spełnić w kraju tak zniszczonym jak Polska? Przecież rewolucja nie odbudowałaby kraju, lecz jeszcze bardziej go zniszczyła. Musiałoby dojść do rozczarowania, a ludzie byliby już na ulicach, zorganizowani do przemocy. [...]
Gdyby w Polsce doszło do przewrotu, zmiótłby on cały, niewydolny aparat państwa. To miejsce trzeba by wypełnić, więc wprowadzilibyśmy nieprzygotowane kadry.
Rewolucja nie rozwiązuje żadnych problemów, ona tylko stwarza nowe. Jej skutki są zawsze złe. Życie społeczne ma to do siebie, że nie znosi gwałtownych rozwiązań. Dlatego od czasu gdy przestałem być człowiekiem bardzo młodym, nie jestem zwolennikiem rewolucji.
Nie przeczę: może się okazać, że nie ma innej drogi niż przewrót. Ale jest szansa by tego uniknąć. Naszym obowiązkiem jest próbować pokojowego przejścia od systemu totalitarnego do pełnej demokracji parlamentarnej, od gospodarki komunistycznej do gospodarki samodzielnych producentów i zróżnicowanej własności, od społeczeństwa pogrążonego w bierności, rozczarowaniu do społeczeństwa zorganizowanego i decydującego o swoim losie.
14 lipca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Program [...] zakłada, że w ciągu czterech lat dokonamy pokojowego przejścia od systemu totalitarnego do pełnej demokracji parlamentarnej, od gospodarki komunistycznej do gospodarki samodzielnych producentów i zróżnicowanej własności, gospodarki integrowanej przez rynek (towarów, kapitałów), od społeczeństwa pogrążonego w bierności i rozczarowaniu do społeczeństwa demokratycznie zorganizowanego i decydującego o swoim losie. Przekształcenia te zakładają osiągnięcie przynajmniej znacznego stopnia niepodległości państwa i są warunkiem niezbędnym przeprowadzenia za cztery lata wolnych wyborów.
Pokojowy charakter przemian będzie możliwy tylko wówczas, gdy w obozie władzy znajdą się odpowiednio silne grupy zainteresowane w przeprowadzaniu tych przemian i działające na ich rzecz. Innymi słowy – nastawiając się na radykalne przemiany, stawiamy na współpracę z proreformatorskim skrzydłem PZPR [...]. W zależności od rozwoju sytuacji, a w tym także naszego działania – siły te będą słabnąć lub wzrastać. Pokojowe, radykalne przemiany możliwe będą tylko w tym drugim wypadku.
[...] Trzeba sobie uświadomić, że wybieramy nie między rozwiązaniem dobrym a złym, lecz między mniej lub bardziej złymi. Jeśli alternatywą dla naszego rządu jest wybuch społecznego gniewu i załamanie się procesu przemian, to mimo wszystkiego, co przemawia przeciw, naszym obowiązkiem jest formować rząd. Wybuch taki nie jest oczywiście pewny, ale wysoce prawdopodobny.
29 lipca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
[Lech] Wałęsa powiedział: „Mam trzech kandydatów: [Bronisław] Geremek, [Jacek] Kuroń, [Tadeusz] Mazowiecki. Kogo z nich widzi pan na tym stanowisku?”. Odpowiedziałem, że z tych trzech kandydatur, nie umniejszając kwalifikacji żadnej, najlepsza jest Mazowieckiego. […] Zaproponowałem, żeby do prezydenta [Wojciecha] Jaruzelskiego iść już tylko z jedną kandydaturą — właśnie Mazowieckiego. Wałęsa na to: „A, wiedziałem, że Mazowiecki spodoba się panu najbardziej, dobrze, pójdziemy z jego tylko kandydaturą do prezydenta”.
17 sierpnia
Koniec Jałty. Przez Solidarność do Europy, red. Zbigniew Gluza, Warszawa 2004.
Nie istnieje u nas system socjalny. Trzeba go zbudować, ale to potrwa – rok, dwa lata, może nawet trzy. Tymczasem ludziom trzeba pomagać już dzisiaj. Społeczności lokalne muszą się zorganizować do tej pomocy. Tu na wagę złota są różne inicjatywy – podobne do tych w Katowicach czy w Warszawie – myślę o darmowych obiadach wydawanych przez organizacje społeczne. Potrzebni są również terenowi opiekunowie społeczni, którzy odszukają ludzi potrzebujących pomocy, dotrą do zespołów opieki społecznej, zorientują się, jakie mają one możliwości pomocy finansowej [...]. Jednocześnie trzeba chronić bary mleczne, tanie stołówki.
Program tego typu działań, znanych pod nazwą walki z nędzą, już przygotowuję, będę je koordynował i odpowiadał za ich realizację. Ale sami tutaj prochu nie wymyślimy. Najlepsze, bo odpowiednie do lokalnych możliwości i potrzeb, pomysły powstają w terenie – w osiedlu i w gminie. Blisko biednego człowieka wymagającego wsparcia, blisko kuchni, która mogłaby to zrobić.
13 października
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Jednym z najpoważniejszych problemów jest zmiana świadomości społeczeństwa, które zachowuje się podobnie jak człowiek po długoletniej odsiadce. On już wprawdzie mieszka u siebie w domu, ale każdego dnia układa więzienną kostkę i strasznie się buntuje przeciwko klawiszom. Kiedy go spytacie o program działania, zagrzmi: rozpieprzyć tę służbę więzienną!
Społeczeństwo rozumuje podobnie – poczynając od ministrów, poprzez działaczy Komitetów Obywatelskich, a na tak zwanych zwykłych ludziach kończąc. W dalszym ciągu funkcjonuje dychotomiczny podział my–oni; nasza rola ma polegać na zniszczeniu onych. [...]
Nie ma już komunizmu, nie ma totalitaryzmu; została tylko masa upadłościowa po tym interesie, z którą trzeba coś zrobić.
[...]
Cały problem polega na tym, aby zrobić tę rewolucję pokojowymi metodami. W myśleniu rewolucyjnym najbardziej przeszkadza mi dążenie do rozwalenia wszystkich starych struktur tylko dlatego, że należały do dawnego systemu. [...] Co jednak uczynić, gdy już się w drobny mak rozwali wszystkie dotychczasowe instytucje, tego żaden rewolucjonista nie potrafi powiedzieć.
22 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Bracia! My też jesteśmy małym, słabym krajem i nie możemy zagrozić wielkiemu mocarstwu, ale możemy być z Wami. Tu, w parlamencie, bije serce Litwy. Gdyby Was tu nie było, można by było rozwiązać problem jako sprawę wewnętrzną państwa sowieckiego. Ale powiedzieliście: najpierw trzeba, by Was zabić. A my powiedzieliśmy: będziemy z Wami. Od niedzieli przybywają do Was polscy posłowie i senatorowie. Będziemy z Wami tak długo, jak trzeba. Jeśli przyjdzie zginąć, to zginiemy tu z Wami.
Wilno, 17 stycznia
„Gazeta Wyborcza” nr 15, z 18 stycznia 1991.
Klub Unii Demokratycznej, ROAD (a mówi o tym także: Solidarność Pracy) uznają, że istnieje potrzeba konsensusu wokół budowy gospodarki rynkowej. „Pakt dla Polski” ma być porozumieniem korporacyjnym, a nie politycznym. Pod auspicjami parlamentu powinny do niego przystąpić związki zawodowe – pracownicze i rolnicze, związki pracodawców, konsumentów, producentów i rząd. Nie ma u nas jeszcze związków pracodawców – to istotny kłopot. Ale pracodawcy już są, więc uczestniczyć mogliby ich przedstawiciele. Potrzebne jest stałe renegocjowanie warunków reform gospodarczych. Powinno się określić graniczne koszty tej przemiany, uwzględniając przy tym wzrost kosztów utrzymania, wzrost płac, ustalić, jakich granic nie powinno się przekraczać, jakie są te granice niezbędnych wyrzeczeń.
[...]
Można przyjąć, że takiego paktu nie będziemy w stanie zawrzeć. Ale to znaczy, że nie jesteśmy w stanie się porozumieć. A jeżeli nie, to nam się w ogóle może nic nie udać.
20 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Jeśli chodzi o ekskluzywność Unii, jest w tym coś z racji, ale tylko coś. Otóż trzeba pamiętać, że naszą działalność opozycyjną zaczynaliśmy w bardzo wąskim kręgu towarzyskim. Było to celowe ze względów konspiracyjnych, ale obecnie dla ugrupowania politycznego staje się wadą. Partia nie powinna być zamknięta, lecz właśnie otwarta, aby zdobywać coraz więcej zwolenników. W Unii Demokratycznej hermetyczność ta, co prawda śladowo, pozostała. Jest to wada, ale nie powinno się z tego czynić zarzutu. Może jedynie w tym sensie, że przez to Unia jest po prostu słaba.
[...] Krąg towarzyski, z którego się wywodzi, nie jest, że tak powiem, drożny. Nie udało się stworzyć mechanizmów wymiany kadr. Starsze pokolenie przechodzi już na emeryturę, a nowe jest daleko. Unia jest tu bardzo charakterystycznym przykładem. Składa się z ludzi starszego pokolenia i z absolutnej młodzieży, w środku natomiast jest przerwa.
19 maja
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Jestem przeciwnikiem wpisywania w ustawy państwowe słów: wartości chrześcijańskie. Nawet nie chodzi o ten porządek, który ma być wspólny, a więc każdego obywatela. Boję się natomiast, że zwolennicy wpisywania tych słów w ustawy nie zdają sobie sprawy, jak groźne to jest właśnie dla wartości chrześcijańskich. Kto bowiem będzie następnie interpretował prawo i – co za tym idzie – nadawał znaczenie słowom?
[...] Jestem też przeciw temu, by ustawy interpretowała hierarchia kościelna i wcale nie chodzi o to, że akurat nie jest to moja hierarchia duchowa. Jak się jednak nazywa porządek państwa, w którym prawo państwowe interpretuje hierarchia, choćby powszechnie wyznawanego Kościoła? Nie wierzę w to, że ogół rzymskich katolików w Polsce chce państwa wyznaniowego.
11 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Jak ktoś wypuszcza dzikie zwierzęta z klatki, to nie powinien się łudzić, że jego nie zjedzą. Zjedzą i jego. Wielu ludziom popierającym uchwałę lustracyjną [przyjętą za rzą dów Jana Olszewskiego] wydaje się, iż mamy do czynienia z pewną ukrytą rzeczywistością i chodzi o to, aby ją wyciągnąć na światło dzienne. A więc ujawnić współpracownika SB, który donosił na kolegów, pracownika SB, którego skierowano do struktur podziemnych, by je rozpracował. [...] Niestety, tu nie chodzi o ujawnianie rzeczywistości, ale o jej kreowanie.
[...]
Gdy zacznie się lustracja, gdy to nieszczęście na nas spadnie – w sejmie, w radach wojewódzkich, gminnych rozpoczną się debaty, spory, odwołania i mamy zablokowaną pracę państwową, która i tak ostatnio zamiera. Obawiam się, że to początek drogi do przyspieszonych wyborów i myślę o tym z przerażeniem. Bo wybory to czas licytacji, tymczasem Polsce potrzeba pracy i nie wolno zaprzepaścić minionych trzech lat, zaczynać wszystkiego od nowa.
[...] Chciałbym zwrócić uwagę, że istnieją, na przykład, teczki Kościoła i że one też zostaną w tych warunkach wcześniej czy później ujawnione. Nie ulega wątpliwości, że każdemu wszystko zostanie przypomniane, ojcowie i dzieci, siostry i bracia. I ze świecą będziemy szukać takich, którzy potrafią w swojej obronie nie wyciągnąć czegoś z biografii kolegi. Słowem – rozpocznie się wielkie piekło, które sięgnie wszystkich autorytetów.
Ze wszystkimi ludźmi, którzy wyjeżdżali za granicę, prowadzone były przez lata w PRLu różne rozmowy, nagabywano ich, aby współpracowali z SB. Ilu na przykład wyjeżdżających na stypendia naukowców pryncypialnie odmawiało rozmowy z SB? Ilu rozmawiało, zachowując się przyzwoicie, to znaczy wykręcając się, nie mówiąc na nikogo nic złego? PRL to było państwo policyjne i w tym państwie różni ludzie zachowywali się przyzwoicie, choć rozmawiali z milicją czy SB.
Na rozmowy ciągano dyrektorów zakładów pracy, szpitali, szkół, księży. Ja rozumiem, dlaczego rozmawiali ludzie Kościoła – Kościół musiał funkcjonować. Ale czy tego samego nie można powiedzieć o szpitalu, domu dziecka, szkole, placówce naukowej? Trzeba się było zdecydować: czy wszyscy mieli iść do opozycji, czy należało tu żyć i pracować.
Polacy wybrali – żyć i pracować, część poszła do opozycji. I ci pierwsi pójdą pod nóż, bo wszyscy jakoś z milicją rozmawiali. I teraz mamy się rozliczać, kto, kiedy, dlaczego rozmawiał. Przecież to w tamtych czasach było normalne, zwłaszcza wśród ludzi, którzy nie wybierali się na szafot czy do więzienia.
2 czerwca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Mieć bezustannie do czynienia, jako minister pracy i spraw socjalnych, z zarzutami, że zbyt słaba jest osłona socjalna, a z drugiej strony: że zbyt wiele na nią wydajemy – jest bardzo ciężko. Przy czym rację mają obie strony.
[...]
Jeżeli nie można przeznaczać mniej pieniędzy na cele socjalne, to trzeba poszukiwać pieniędzy na inwestycje poza budżetem, czyli zachęcać obcy kapitał, a też bardziej racjonalnie wykorzystać te pieniądze, które są.
Ci, którzy w kraju, gdzie jest bardzo niska konsumpcja, narzekają na obcy kapitał, nie wiedzą, co mówią, a jeżeli wiedzą... No, ale nie chciałbym używać mocnych słów, za dużo się ich używa w polemikach politycznych. Zwalczanie zachodniego kapitału to jest pomysł, jak skazać nas na grzęźnięcie w nędzy. Jego realizacja pociągnęłaby za sobą konieczność ograniczania i inwestycji, i spożycia, czyli zmniejszania z roku na rok wydatków budżetu na sferę socjalną.
[...]
Pomysł, że się zabiera tym, którzy mają wyższe dochody, jest pomysłem na zabijanie kury, która znosi jajka; obcinając większe dochody, obetnie się inwestycje. Nasi przedsiębiorcy co prawda wolą tymczasem kupować drogie samochody i spędzać wakacje na Majorce – co w dużej mierze jest wynikiem destabilizacji gospodarczej i politycznej – ale w dłuższej perspektywie oni będą swoje pieniądze przeznaczać na inwestycje.
23 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Pertraktacje wokół Paktu o przedsiębiorstwie toczą się właściwie niepostrzeżenie. Trochę się o tym pisze, ale mało kto zdaje sobie sprawę z ich historycznej wagi. [...]
Zasadniczą sprawą jest określenie, co to są związki reprezentatywne (by nie trzeba było, jak dziś, rozmawiać jednocześnie przy dwóch stołach – osobno z „S” i OPZZ) i co powinno być przedmiotem negocjacji między związkami zawodowymi a pracodawcą. Jeszcze ważniejsze jest ustalenie, w jaki sposób załogi przedsiębiorstw uczestniczyć mają w ich prywatyzacji. Wreszcie – los przedsiębiorstwa państwowego, tworu, który powstał w gospodarce planowej. Pertraktacje określą, jak można go – przy udziale załóg – przekształcić w przedsiębiorstwo zdolne do funkcjonowania na rynku. I bodaj najważniejsze: wprowadzenie zasady reprezentacji załóg w radach nadzorczych przedsiębiorstw prywatnych.
Ustrojowe znaczenie ma również powołanie komisji trójstronnej, z udziałem przedstawicieli rządu, pracodawców i związków [...]. Wszystko wskazuje na to, że wypracujemy model do przyjęcia dla tych trzech stron. To już jest fakt historyczny, którego znaczenie przekracza samą treść konkretnych ustaleń. Pokazujemy bowiem pewien model funkcjonowania ładu społecznego w Polsce.
Dochodzimy do Europy, ale to nie znaczy, że mamy powtórzyć jej drogę. Robimy bowiem coś, czego nikt do tej pory nie dokonał: próbujemy iść „na skróty” do rozwiniętej gospodarki rynkowej. Mówimy przy tym o społecznej gospodarce rynkowej, czyli takiej, która z jednej strony osłania słabszych, z drugiej – angażuje w sferę odpowiedzialności za gospodarkę szerokie grupy społeczne i pracownicze.
12 listopada
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Zawsze przechwalałem się, że robię tylko to, co lubię i prześmiewałem się z takich, którzy mówili, że nie chcą, ale muszą. Ja chcę, ale nie muszę – twierdziłem.
Znów jestem ministrem pracy. Trudno to nazwać wdzięcznym zajęciem. A przecież chciałem się tej pracy podjąć, inaczej nie zostałbym ministrem. Chciałem, bo lubię robić rzeczy trudne i ważne, a jestem przekonany, że w chwili, gdy budujemy nowy kształt Polski, musimy stworzyć taką społeczną politykę, która zaspokoi tęsknotę Polaków za sprawiedliwością społeczną. [...] W moim ministerstwie dzielimy nędzę. Bezradność zabija człowieka. Pokusa, żeby uciec, jest oczywista.
[...]
Myślę, że żmudne, nieustanne, codzienne budowanie struktur, które zaowocują za trzy, cztery lata to rzecz najważniejsza. I dlatego trzeba dawać sobie radę z niemożnościami. Mnóstwo trudnych spraw na mnie ostatnio spadło, i ludzkich, i państwowych. Jestem w nastroju ucieczkowym. Ale jednak nie ucieknę.
13 stycznia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Są tacy, którym się wydaje, że sprawiedliwość społeczna to pojęcie już archaiczne. Tak, nastąpił światowy kryzys tego pojęcia. Na całym świecie padają różne świadczenia finansowane z budżetu. Ale jeżeli ktoś myśli, że ludzkość może żyć bez mitu sprawiedliwości społecznej, to się myli. I myli się także, jeśli myśli, że można w Polsce zbudować ład, nie realizując tych wartości. Po prostu trzeba znaleźć formę ich realizacji w warunkach rynku; komunizm przegrał, bo próbował je realizować bez niego.
28 lutego
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Zadanie minimum – a już niesłychanie trudne – to zatrzymać wzrost bezrobocia, prowadzić aktywną politykę zatrudnienia. Chodzi o to, by nie było bezrobocia „zasiedziałego”. Konieczna jest aktywność gmin, przyszłych samorządowych powiatów, rząd może tu tylko pełnić rolę organizatora.
[...]
Marzy mi się duży, choć bardzo elitarny, ruch na wzór stworzonego przez Kennedy’ego Korpusu Pokoju, który wysyłał ludzi w miejsca, gdzie mogli się sprawdzić i być użyteczni lokalnym społecznościom. Oni jeżdżą w świat, nasz Korpus Inicjatyw SpołecznoCywilizacyjnych zacząłby od społecznokulturalnych peryferii naszego kraju. Ma to jednak sens jako inicjatywa społeczna, a nie działanie pana ministra. Szukam sojuszników.
6 kwietnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Tylko wówczas, gdy znaczna część mieszkańców kraju będzie się uważała za jego współgospodarzy, zbudujemy w Polsce demokratyczny ład społecznej gospodarki rynkowej. Można nawet powiedzieć, że bez zaangażowania społeczeństwa niemożliwy jest w obecnych warunkach rozwój gospodarczy. Tymczasem z moich licznych spotkań z ludźmi, z badań opinii społecznej widać taki obraz myśli Polaka ’93: krajem rządzą ONI. Bliżej niesprecyzowana grupa, szczyt piramidy politycznej. Ja, my – czyli większość – nie mamy na władzę żadnego wpływu. Znaczy Polska jest ich, a nie nasza. Przy tym ludzie zupełnie nie rozróżniają kompetencji władz: wkładają samorząd, parlament, sąd, rząd do jednego garnka – ONI.
[...]
Jedynym skutecznym sposobem przezwyciężenia tego podziału jest szeroko pojęta samorządność. [...] Niestety, samorządy gminne działają już prawie trzy lata i odniosły sporo sukcesów, a wciąż w różnego rodzaju samorządowych wyborach i referendach frekwencja jest minimalna. [...] W rezultacie w wielu, wielu gminach radni i urzędnicy samorządowi nie czują się związani ze swoimi wyborcami – nie zabiegają o nich. Ludzie zaś nie uważają tej władzy za swoją i nie wierzą w swój wpływ na nią. Niska frekwencja wyborcza jest więc zarazem przyczyną i skutkiem apatii społecznej. Jak przerwać to błędne koło? [...]
To, jak ludzie odpowiadają dziś na pytanie: czyja Polska?, jest na razie największą przeszkodą w naszym rozwoju. Byłoby inaczej, gdyby udało się stworzyć ludziom takie warunki, w których mogliby zmieniać to, co ich naprawdę dotyczy.
14 czerwca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
W wyborach wrześniowych społeczeństwo przypieczętowało ostatecznie klęskę obozu „Solidarności”. Sumowanie głosów, które padły na wywodzące się zeń ugrupowania, jest zajęciem jałowym i fałszującym rzeczywistość. Nie ma już bowiem obozu „Solidarności”, zaś podziały między partiami postsolidarnościowymi są tak głębokie, jak nigdzie indziej na polskiej scenie politycznej.
[...]
Czy [...] skutki upadku komunizmu wystarczająco objaśniają wojnę, jaka wyniszczyła obóz „S” i spowodowała jego klęskę? Uważam, że nie. Czteroletnia wojna toczyła się nie tylko na górze, ale w każdej organizacji zakładowej, regionie, a nawet w rodzinach – zjawiska tak masowego nie można objaśniać cechami osobistymi niektórych czy nawet wszystkich przywódców ruchu. [...] Wśród ludzi „S” zapanowała psychoza zdrady. Narastały podejrzliwość i nienawiść. Człowiek musi próbować zrozumieć świat, w którym żyje – inaczej zwariuje. W tym wypadku zrozumieć świat, znaczyło zdefiniować wroga. A więc zdrajcy.
[...]
Ludzie „S” starali się działać w interesie swoich środowisk, a to spychało ich na pozycje roszczeniowe i partykularne. Starali się działać jak gospodarze. Ale wszystkie podstawowe decyzje podejmował rząd lub parlament, nie prowadząc z nimi dialogu. Sytuacja ta popychała ruch „S”
do przeciwstawienia się władzy państwowej.
[...]
Klęska „Solidarności” nastąpiła dlatego, że wyłonione z niej władze państwowe, miast stanąć na czele masowego ruchu przebudowy, działały ponad społeczeństwem. Ponad jego głowami realizowano program etatystycznotechnokratyczny, co spychało większość w roszczeniową lewicowość, tym bardziej radykalną, im dotkliwiej odczuwano koszta upadku komunizmu.
20 listopada
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
13 grudnia [1993] obejrzałem w głównym wydaniu „Wiadomości” zorganizowaną przez studentów demonstrację przed willą Wojciecha Jaruzelskiego.
Kilka godzin wcześniej słyszałem rozmowę dwóch studentów. Jeden wybierał się na demonstrację. Drugi nie. – Jeśli żądasz ukarania zbrodni stanu wojennego, to powinieneś demonstrować pod Ministerstwem Sprawiedliwości, sejmem czy Generalną Prokuraturą – mówił do „demonstranta”. Ucieszyłem się, że są w Polsce mądrzy młodzi ludzie. Problem polega na tym, że demonstranci spod willi Jaruzelskiego nie domagali się sądu; oni już osądzili i wybrali karę – pręgierz, tzn. publiczne upokorzenie.
[...]
Fundamentem demokracji jest poszanowanie godności człowieka – każdego. Dlatego przede wszystkim karać można tylko za naruszenie prawa i tylko wyrokiem niezawisłego sądu, wydanym po wysłuchaniu racji stron, rozważeniu wszystkich okoliczności. Demokracja może sprawnie funkcjonować tylko w kraju, gdzie większość uznaje zasady ładu społecznego. Fakt, że młodzi polscy inteligenci nie szanują godności osoby ludzkiej i lekceważą prawo, jest poważnym zagrożeniem.
[...]
Rządzący nie powinni bagatelizować znaczenia tej demonstracji. Chciałbym im przypomnieć, że marginalizowany studencki Marzec 68 też zaczął się od małej demonstracji, a ukształtował – jak się potem okazało – całe pokolenie polskiej inteligencji. Nie można trzymać trupa w szafie, jeśli mamy ze sobą rozmawiać o przyszłości.
17 grudnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Przy różnych okazjach powtarzam, że nasz naród ma wielką szansę szybkiego i wszechstronnego rozwoju cywilizacyjnego – pod warunkiem wszakże zaangażowania znaczącej części obywateli w proces budowy nowego ładu społecznogospodarczego. Jednym z najważniejszych elementów tego ładu jest demokracja lokalna. W wyborach samorządowych [19 czerwca 1994] głosowało: w miastach – 25 procent uprawnionych, na wsi – 35 procent. Ludzie młodzi, do 35. roku życia – ci, którzy będą budować Polskę w najbliższym dziesięcioleciu – przeważnie nie poszli do wyborów.
Dlaczego tak się stało? Jest parę przyczyn. Po pierwsze, brak wiary w skuteczność zbiorowego działania. Po drugie, brak przekonania, że samorząd posiada realne znaczenie w życiu społeczności lokalnych.
Po trzecie, brak zaufania do wszelkich elit i przeświadczenie, że bez względu na to, kto zostanie wybrany – skutek będzie taki sam.
[...] Demokracja jest silna tylko dzięki aktywności obywateli. Gdy natomiast obywatele są bierni, władzę przejmują elity pozbawione społecznego zaplecza i działające poza kontrolą. [...] Powstaje sprzężenie zwrotne. Z jednej strony zamknięte, izolowane i bardzo upolitycznione elity władzy lokalnej odpychają obywateli od zaangażowania w sprawy publiczne – ograniczając ich udział w demokratycznych procedurach i instytucjach. Z drugiej – samorząd bez aktywnego wsparcia społeczności lokalnej ma bardzo ograniczone możliwości. Jego decyzje mogą pozostać na papierze, regionalne porozumienia okażą się nieefektywne. Partie polityczne obwieszczają o swoim sukcesie wyborczym – i w centralach decydują, jak podzielić władzę w gminach. Jestem przekonany, że jest to działalność zabójcza dla samorządów i samobójcza dla partii.
2 lipca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Jeśli – z woli Narodu – zostanę prezydentem, będę realizował to zobowiązanie we współpracy z obywatelami, organizacjami społecznymi, ugrupowaniami politycznymi. Wiem, co trzeba zrobić i jak to zrobić.
Wiem także, że ambitnych celów nie da się osiągnąć w pojedynkę.
[...]
Każdy musi dbać o siebie i swoją rodzinę, ale obowiązkiem państwa jest zapewnienie obywatelom podstaw bezpieczeństwa socjalnego i pewności jutra. [...]
Polska musi być państwem prawa, w którym każdy obywatel ma równe prawa i obowiązki. Prawo musi być przejrzyste i jednoznaczne, musi jasno określać kryteria, co jest uczciwe, a co nieuczciwe. [...] Tylko rozwój gospodarczy pozwoli rozwiązać najważniejsze problemy Polski. Bez wzrostu gospodarczego nie poradzimy sobie z bezrobociem i nie zlikwidujemy obszarów biedy i ubóstwa.
[...]
Państwo polskie musi być państwem sprawnym, dobrze zorganizowanym i bliskim obywatelom. Nie może starać się objąć wszystkiego, ale powinno realizować skutecznie to, co do niego należy i czego nie mogą zrobić samorządy i organizacje obywateli.
[...]
Bezpieczeństwo i godna pozycja Polski w świecie zależą od nas samych. Polska, zachowując swoją tożsamość, musi stać się częścią Wspólnoty Europejskiej oraz NATO. [...] Nauka i edukacja to główne lekarstwo na trudności naszego kraju. Wykształcenie daje możliwość wyrównania szans i nadzieję na lepszą przyszłość naszych dzieci. Pozwala zmniejszyć przewagę, jaką bogatym dają pieniądze, i chroni przed bezrobociem. [...]
Jak to zrobić?
Po pierwsze, trzeba chcieć. W moim programie deklaruję, co chcę zrobić, bo wiem, co jest potrzebne Polsce. Ta wiedza bierze się nie tylko z doświadczenia wielu lat pracy dla Polski. Także z tego, co piszą eksperci i specjaliści, między innymi w przedstawionym przeze mnie Raporcieostaniepaństwa, oraz z tego, co mówią i piszą w listach do mnie ludzie, z którymi spotykam się w całej Polsce.
Po drugie, trzeba umieć. Umieć samemu, ale także dobrać fachowców i umieć skorzystać z wiedzy i umiejętności innych. [...]
Po trzecie, nie można się bać. Nie można bać się podejmowania trudnych, a czasami dramatycznych decyzji. [...]
Po czwarte, trzeba się porozumieć. Niewiele bowiem można osiągnąć samemu. Dlatego jako prezydent będę dążył do tego, by rozwiązywać konflikty i doprowadzać do porozumień różnych sił społecznych i politycznych wokół konkretnych, ważnych dla Polski spraw. Porozumieć się oznacza także poinformować. Dlatego zobowiązuję się do przedstawiania obywatelom co miesiąc sprawozdania z mojej pracy.
2 października
17 lat nauczania religii w Polsce Ludowej, Wybór dokumentów, oprac. Hanna Konopka, Białystok 1998.
Jest ogromna sfera rozczarowania i frustracji, na której mogą pasożytować różni polityczni bandyci, organizacje skrajnie nacjonalistyczne czy nawet terrorystyczne.
[...]
Mamy tak rażące dysproporcje w poziomie życia, że nie da się ich uczciwie wytłumaczyć. Bo gdyby było tak, że właściwe miejsce zajmuje wybitny uczony, czy uczciwy, błyskotliwy przedsiębiorca – i gdyby istniało na to społeczne przyzwolenie – to podział byłby zrozumiały. Ja jednak jeżdżę po Polsce i słucham ludzi. I dociera do mnie płacz, lament i wściekłość ludzi nie widzących sensu przemian.
[...]
W Polsce powinna się dokonać transformacja gospodarcza i społeczna. I gospodarcza – lepiej lub gorzej – jest przeprowadzona. Wzrasta dochód narodowy brutto, jesteśmy w czołówce światowej.
Transformacja społeczna nie dokonuje się właściwie prawie wcale.
[...] Ludzie są gotowi ponieść koszty, ale czegoś konkretnego, w imię jakiejś koncepcji, a nie historycznego przypadku. Inaczej będzie wojna domowa. Ciemni są ci, którzy myślą, że mamy do czynienia z „ciemnymi robolami”. Oni po prostu muszą być podmiotem przemian.
11 października
17 lat nauczania religii w Polsce Ludowej, Wybór dokumentów, oprac. Hanna Konopka, Białystok 1998.
Kościół jest wspólnotą wiernych, a tym samym wspólnotą obywateli. Ma więc w związku z tym wszelkie prawa, jakie mają obywatele – i to musi być zagwarantowane. Z drugiej strony – żadna instytucja nie może zastępować demokratycznie wybranych władz, jeśli się nie chce naruszyć zasad demokracji. Jeśli te dwie zasady przyjmiemy – a ja sobie nie wyobrażam, jak ich można nie przyjąć – sprawa stosunków państwo–Kościół przestaje być sporna.
[...]
Moje doświadczenie mówi mi, że człowiek wygrywa tylko wtedy, kiedy jest wierny podstawowym wartościom swojego narodu, nawet kiedy ten naród do końca nie jest tego świadom. W tym sensie to Andriej Sacharow jest historycznym zwycięzcą, a nie Leonid Breżniew, który go uwięził. Kryzys, z jakim mamy dziś do czynienia, dotyczy nie tylko Polski. To jest kryzys cywilizacyjny i to dotyka całej Europy. Właściwie my jesteśmy tylko w nim bardziej zaawansowani i bardziej zaawansowani w jego przezwyciężaniu.
My mamy taką szansę, bo jesteśmy pomiędzy Wschodem i Zachodem – stać się przewodnikiem Zachodu na Wschód i Wschodu na Zachód. To jest wyzwanie, które przed nami stoi. I dlatego sądzę, że wyrośniemy na potęgę duchową, materialną, że jeszcze raz skupimy na sobie oczy świata, tak jak w 1980 roku.
28 października
17 lat nauczania religii w Polsce Ludowej, Wybór dokumentów, oprac. Hanna Konopka, Białystok 1998.
Obecny kryzys niszczy więź między obywatelami a państwem i żadne tajemnice agentury nie są ważniejsze od zażegnania tego kryzysu. Sądzimy, że trzeba przerwać zgubną dla państwa eskalację „wojny na górze”, w którą wciągany jest kraj. Nie wolno przymuszać Polaków do wyboru między skrajnościami: albo czerwone, albo czarne. Zerwanie z logiką wojny wymaga przebudowy sceny politycznej, na której obecna polaryzacja likwiduje środek.
Zwracamy się do partii politycznych, środowisk i autorytetów polskiej demokracji, zwłaszcza zaś do obywateli zaniepokojonych kryzysem państwa, z apelem o budowę przymierza, które przywróciłoby naszemu życiu publicznemu równowagę. Uważamy, że przymierze takie powinno różnić się czytelnie od obu stron konfliktu rozdzierającego dziś Polskę; powinno być opozycyjne wobec postkomunistów, ale w równym stopniu odrębne od wojujących antykomunistów.
Taki jest nakaz chwili. Ani demokracja, ani niepodległość nie są dane raz na zawsze. Czasem trzeba bronić niepodległego i demokratycznego państwa polskiego przed narastającą wrogością między Polakami.
22 stycznia
17 lat nauczania religii w Polsce Ludowej, Wybór dokumentów, oprac. Hanna Konopka, Białystok 1998.
Pragnę oświadczyć, że jestem zdecydowanym przeciwnikiem aborcji. I właśnie dlatego głosowałem, głosuję i zawsze będę głosował za jej dopuszczalnością w pewnych warunkach. Chodzi przecież o to, aby kobieta rodziła w miłości i wychowywała dziecko w miłości, bo to jest dla jego życia najważniejsze. Jeśli kobieta boi się dziecka, nie chce, nie może, a rodzi tylko dlatego, że jest zmuszona – to czy rodzi w miłości? Kobiety rodziły nawet w Oświęcimiu [Auschwitz], choć wszystko tam sprzysięgało się przeciw macierzyństwu.
Nie mam cienia wątpliwości, że zakaz sądowy nie rozwiązuje żadnego problemu. Najlepiej świadczy o tym fakt, że w trakcie obowiązywania zakazu aborcji w Polsce zmalała liczba urodzin. Co to może znaczyć? Między innymi to, że musiała się zwiększyć liczba nielegalnych aborcji i wyjazdów do innych krajów, gdzie aborcja jest dopuszczalna. Uważam – i wielokrotnie to mówiłem – że zamiast przepisów w kodeksie karnym potrzebna jest ustawa o ochronie macierzyństwa. Kobieta, często młoda dziewczyna, która jest w ciąży, a nie chce urodzić, musi mieć gdzie przyjść, poradzić się, uzyskać pomoc, wsparcie moralne i materialne.
[...]
Wokół ustawy aborcyjnej wytworzył się zły klimat i panuje histeria. A przecież, skoro tak się troszczymy o nienarodzonych, to – dlaczego choćby części tego wysiłku nie skierować na troskę o już narodzonych? [...] W to, co się dzieje między matką a życiem, które ona nosi w sobie, w tę tajemniczą więź, nie wolno, naprawdę nie wolno wchodzić z kodeksem karnym, z butami. Do tego trzeba podchodzić z miłością. Kobieta musi się cieszyć z tego, że ma zostać matką, bo tylko wtedy będzie mogła chować dziecko w miłości i szczęściu.
[...]
Nie jestem człowiekiem wierzącym, to znaczy nie dana mi została łaska wiary. Natomiast jestem wyznawcą Ewangelii i ewangelicznych wartości. I moja postawa w sprawie tego głosowania i to wszystko, co tu mówię, jest motywowane właśnie Ewangelią.
24 października
17 lat nauczania religii w Polsce Ludowej, Wybór dokumentów, oprac. Hanna Konopka, Białystok 1998.
Przyszłej matce niezbędne jest ciepło miłości i poczucie bezpieczeństwa, przede wszystkim dla jej nienarodzonego. Musi wiedzieć, że będzie miała gdzie urodzić i mieszkać z dzieckiem i to nie tylko przez rok w Domu Samotnej Matki. Musi być otoczona opieką lekarską i mieć pewność, że ta obejmie jej dziecko. Musi mieć podstawy, aby wierzyć, że nie będzie matką przyszłego bezrobotnego ani tym bardziej pensjonariusza domu poprawczego. Jest to więc sprawa dochodów przyszłej matki, co z reguły oznacza zatrudnienie oraz taką szkołę dla dziecka, która będzie zarazem dostępna i przygotuje je do samodzielnego życia. [...]
Jestem przekonany, że kobieta ciężarna, świadoma swojej brzemienności, chciałaby urodzić dziecko i siła tego pragnienia jest przeogromna. Dlatego, gdy wypełnimy wszystkie sformułowane powyżej warunki, przepis kodeksu karnego stanie się niepotrzebny. Warto wyciągnąć wnioski z faktu, że najniższy w Europie, śladowy wskaźnik aborcji jest w Holandii, gdzie aborcja nie jest w ogóle ścigana prawem.
[...]
Rzymskokatoliccy obrońcy życia [...] zgodzą się, jak sądzę, z opisanym tu programem działań pozytywnych. Wielu z nich także gotowych będzie przyjąć proponowaną tu hierarchię zadań, przede wszystkim pozytywnych. Na pewno jednak nie mogą zgodzić się ze mną, że przepisy KK wprowadzić będzie można dopiero wówczas, gdy wypełnimy wszystkie działania pozytywne. Uważają, że rygorystyczny w tej sprawie przepis KK winien obowiązywać, jak obowiązywał. Nie zgadzam się z Wami, przyjaciele. Póki jest, jak jest, z mieszkaniami, opieką lekarską, kosztami edukacji i miejscami pracy, alkoholizmem – urodzenie dziecka jest aktem heroicznym. Czy ośmielimy się zmuszać do heroizmu? [...]
Proszę pokornie, poinformujcie się u specjalistów, czy dziecko, które w dwóch pierwszych latach życia nie zaznało miłości macierzyńskiej, ma większe szanse stać się człowiekiem kochającym i kochanym. Proszę, nim będziecie mówić o adopcji, dowiedzcie się, jaki procent adoptowanych dzieci jest odrzucanych przez przybranych rodziców.
1 grudnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Gdyby posadzić naprzeciwko siebie przeciętnego polskiego inteligenta i przeciętnego niemieckiego inteligenta i poprosić ich, żeby uzgodnili jakąś wersję wspólnej polskoniemieckiej historii, oni to uzgodnią. Będą oczywiście pewne różnice, ale da się wypracować jakieś wspólne stanowisko. A gdyby postawić naprzeciwko siebie przeciętnego inteligenta polskiego i ukraińskiego, to oni sobie opowiedzą dokładnie przeciwne, zupełnie niemożliwe do pogodzenia wersje historii.
Tymczasem historia historią, a w Polsce żyją Ukraińcy, których bliscy zostali zamordowani, zabici i oni chcą im postawić pomniki. Więc piszą, że był żołnierzem UPA, na co polscy mieszkańcy się nie godzą. Jedni protestują, drudzy stawiają pomniki nielegalnie. Toczą się wokół tego spory, postępowania sądowe, karne, cywilne...
[...]
– A jaki jest Twoim zdaniem najpoważniejszy dziś konflikt w stosunkach z mniejszością ukraińską w Polsce?
Sprawa Jaworzna. Kiedy w ramach akcji „Wisła” wysiedlano ludzi, ukraińską inteligencję, a także ludzi, którzy na oko wydawali się liderami społeczności, kierowano ich do obozu w Jaworznie. Tam siedzieli młodzi chłopcy z AK, trochę Niemców, ale głównie Ukraińcy. Wymordowano tam ileś osób. Sąd w Katowicach orzekł, że w obozie w Jaworznie stosowano metody ludobójstwa. No więc Ukraińcy, którzy przeżyli obóz w Jaworznie, domagają się dziś odszkodowań kombatanckich. I ta sprawa przegrywa na każdym głosowaniu w sejmie, ostatnio przegrała też w Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Bo myślenie jest takie, że w Jaworznie siedzieli bandyci z UPA. Tymczasem w ich papierach jest napisane: „Osadzony bez wyroku w obozie w Jaworznie”.
13 września
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Dążenie do pełnej, absolutnej sprawiedliwości jest jednym z największych i zarazem najbardziej niebezpiecznych marzeń człowieka. Niewykluczone, że jedynie ci, którzy w młodości umieli marzyć i wierzyć w sprawiedliwość, mogą w wieku dojrzałym prawdziwie służyć społeczeństwu. Dojrzałość w tym ujęciu oznacza świadomą i dobrowolną rezygnację z zasady „wszystko albo nic”.
Najbezpieczniej jest uświadomić sobie, że niemożliwa jest sprawiedliwość poza miłością, a więc przeciw człowiekowi. Zaś człowiekiem jest każdy – i komunista, i burżuj, i nacjonalista, i Polak, i Ukrainiec, i Żyd. Myśl komunistyczna wyrastała z myśli chrześcijańskiej – jako bunt przeciw wszelkiemu złu świata. Komunizm zapowiadał zniesienie za jednym zamachem zniewolenia człowieka wraz z całym starym porządkiem.
Nic dziwnego, że przyciągał tylu młodych, wrażliwych. W Polsce działo się to po hekatombie hitlerowskiego terroru, która dla wielu zdawała się być wykwitem starego porządku i jego kultury. Chcieliśmy „wznieść biały pomnik na gruzach czarnej historii”.
27 lutego
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Mamy szczęście żyć w takim szczególnym momencie dziejów ludzkich, kiedy stoimy na progu wspólnej Europy, a przecież wiadomo, że Europa nie zatrzyma się na naszej wschodniej granicy. Nie może się za trzymać. Deklarują to różni znaczący przywódcy Europy i obywatele po obu stronach. Co więcej, ten wspólnotowy charakter naszego współczesnego życia nie ogranicza się wcale do Europy – dotyczy całego świata. Stoimy w obliczu olbrzymich przemian. [...]
Warto sobie uświadomić, że oto stajemy się mniejszością. Nie należymy przecież do największych narodów. Ale choćby tylko w odniesieniu do całej wspólnoty europejskiej, do wszystkich jej podstawowych problemów, problemy kultywowania tożsamości narodowej, jej rozwoju i pogłębiania są problemami, z którymi każdy naród musi się uporać sam; wobec pozostałych jest on mniejszością. Odczuwamy w związku z tym w Polsce pewne lęki, nawet w tej Izbie.
Możliwe są dwa podejścia do [...] problemu [mniejszości narodowych]. Jedno takie, że będziemy uciekać przed Wspólnotą, będziemy starać się odgradzać od niej i zamykać w swojej etnicznej tożsamości. Historyczne, dziejowe doświadczenie wskazuje, że te społeczności, które zamykały się w swojej etniczności, wobec uniwersalnych prądów ginęły. Dziś z trudem odnajduje się ich ślady, jeśli się w ogóle je odnajduje.
Jest drugie rozwiązanie, do którego my, Polacy, my, polski parlament – jesteśmy w szczególności powołani. Polega ono na kształtowaniu takich praw, takich kanonów współżycia wspólnoty europejskiej, wspólnoty światowej, w których mniejszości będą równe w prawach większości. We wspólnotach tych, mimo rozlicznych tendencji przeciwnych, bo nie zamykajmy oczu: mamy do czynienia z silnymi unifikacyjnymi tendencjami – będziemy w stanie tworzyć sprzyjający klimat dla mniejszości, dla naszego rozkwitu, naszej narodowej tożsamości.
Przystępując więc dziś do ujęcia w ustawę tych wszystkich praw, które stały się już faktem w rzeczywistości społecznej, czynimy to w jak najlepiej rozumianym polskim interesie, zwłaszcza że jesteśmy narodem, w którym duma narodowa Polaków, jakby na to patrzeć, płynie w olbrzymim stopniu z faktu wieloetniczności naszych źródeł, ze źródeł I Rzeczpospolitej, a to nas zobowiązuje.
[...]
Czy przyszłość powinna należeć do narodów, czy do zunifikowanego społeczeństwa nastawionego na zysk, na maksymalizację produkcji i konsumpcji? Jest to pytanie, na które w świetle tej ustawy [o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym] mamy sobie odpowiedzieć. W dodatku nie da się zaprzeczyć, że w sacrum każdego człowieka, a wierzę głęboko, że każdy człowiek ma sacrum, znajduje się wspólnota etniczna, a jeśli tak, to nie ma tam miejsca na nienawiść. To nie jest miejsce dla nienawistników. W sacrum jest miejsce tylko na miłość i tylko w imię miłości możemy do wszystkiego, co tu będziemy robić wobec mniejszości, tak podchodzić [...].
11 maja
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Nie umiemy sytuacji zdefiniować my – politycy, muszą więc zdefiniować ją ludzie pokolenia zmiany warty. Mogą to zrobić tylko jako ruch – swobodne zrzeszenie ludzi, którzy łączą się, by wspólnie realizować cele ważne dla każdego z nich.
[...]
Dwa ruchy – antyfaszystowski i kontestujący cywilizację – to na razie niewielka część pokolenia, które staje przed wielkim wyzwaniem. Jeśli nie odpowie na to wyzwanie, to znaczna większość młodych ugrzęźnie w czarnej dziurze beznadziei i agresji. Dlatego jestem przekonany, że w nowym pokoleniu, rozdartym wielkimi napięciami, coraz więcej będzie ludzi, którzy nie dadzą się opętać lękom ani wpędzić w wirówkę pogoni za wielkim szmalem. Przeczuwam nadciągający wielki ruch: dzieci, które wezmą odpowiedzialność za rodziców.
11 sierpnia
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
„Gazeta Wyborcza” nr 196, z 23 sierpnia 2000.